poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Wspaniałe amulety, skuteczność gwarantowana!

     Przeglądałam sobie jakiś czas temu ofertę pewnego sklepu ezoterycznego (nie pytajcie). Rzuciłam oczami (jednym okiem źle mi się czyta) na amulety. Talizmany też można kupić, ale wbrew pozorom to nie to samo, co amulety, ponieważ te pierwsze mają za zadanie przyciągać dobre zdarzenia, a drugie chronić przed złem. Czy wiecie, że tylko za dwanaście złotych możesz zacząć osiągać sukcesy w nauce lub zapewnić ochronę swojemu samochodowi?

Moja wersja amuletu. Napisane na ręce pewnie dodaje jeszcze więcej many.

     Amulety, o których mówię, to skrypty runiczne wykonane na szkle, można te cuda zamocować praktycznie wszędzie, to takie praktyczne. Są mniejsze nawet od pudełka zapałek, dlatego dyskretne i nie ma możliwości, że nie będzie dla nich miejsca. Cała magia kryje się w tajemniczych runach. Dzięki nim możesz poradzić sobie praktycznie ze wszystkim – z chorobami, miłością, szkołą, pracą, chronić dom, samochód, zyskać pieniądze, uciec przed czarną magią...

http://as2.pl/amulet-ochronny-domu-runy-p-921.html

     Tak. Kilka kresek na szkle ma mieć wpływ na otaczający nas świat. W takim razie dlaczego nie mogę napisać sobie na drewienku ,,dużo mang pieniądze szczęście dobre oceny" i nosić w kieszeni? Przykładowo, napis na amulecie miłości brzmi mniej więcej tak ,,dar współpraca/sprawiedliwe prawo/koń kobiecość rodzina/dom". Dlaczego w takim razie ludzie wybierają runy? Mnie przypomina to trochę wierzenia dawnych polskich chłopów, którzy zazwyczaj nie potrafili pisać i czytać, dlatego traktowali pismo z nabożną czcią i często nosili kartki z napisami, które miały pełnić rolę amuletów i talizmanów. Kartki ze słowami w obcych językach miały jeszcze silniejsze działanie. Niezrozumiałe, tajemnicze – zupełnie inaczej czyta się horror, w którym bohaterka ma na imię Wiesia i Kate. 


     Magiczne symbole, runy... Na pewno działają. Kilka kresek wpływa na moje oceny. Kilka kresek zapewni mi miłość. Kilka kresek ochroni mnie przed czarną magią. Oh wait, akurat w tym ostatnim przypadku wszystko możliwe. Prościej zrzucić wszystko na kilka kresek niż się postarać, ale często amulety to takie dmuchanie na zimne.

http://www.lapidarium.pl/pl/oa.htm
To dopiero mocarny amulet :D

     Co powiecie? Może zaopatrzycie się w takie amulety? A może wybieracie moją wersję amuletu?


piątek, 22 sierpnia 2014

Bestiariusz słowiański – recenzja

     Przeciętny człowiek, zapytany na ulicy, może opowiedziałby nam coś o wierzeniach dawnych Greków i Rzymian, może nawet wiedziałby co nieco o religii Celtów, a gdyby był młody (lub młody duchem), a w dodatku jeszcze fanem fantastyki, powiedziałby coś o mitologii nordyckiej. Ale czy ktokolwiek wiedziałby coś o wierzeniach naszych własnych przodków? Na szczęście ostatnio dostrzegam wzrost zainteresowania dawnymi wierzeniami Słowian, co mnie, jako osobę, która jest ich maniakiem, bardzo cieszy. Z radością kupiłam więc ,,Bestiariusz słowiański, czyli rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach". Zagłębmy się więc w świat dawnej magii...



     Autorami tego zbioru wszelkich ponadnaturalnych stworzeń, w które wierzyli dawni Słowianie, są panowie Paweł Zych i Witold Vargas, znani jako rysownicy komiksowi. Nie dziwi więc, że pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy po otwarciu ,,Bestiariusza", są ilustracje. Każdemu stworzeniu poświęcone zostały dwie strony – jedna zawiera jego opis, a druga to całostronicowy rysunek. Rysunki zapierają dech w piersiach swoją pomysłowością i nierzadko potwornością. Mogę tylko pozazdrościć wyobraźni autorom, którzy nawet krasnoludki i błędne ogniki potrafią przedstawić w tak niepokojący sposób. Bardzo łatwo odróżnić ilustracje rysowane przez obu autorów, mnie bardziej do gustu przypadły te autorstwa Witolda Vargasa, są bowiem dokładniejsze, ale to właśnie tylko rzecz gustu. 


     Nieco gorzej przedstawia się treść właściwa zbioru. Boli mnie to, że nikt nie pomyślał o wyjustowaniu tekstu, ale cóż. Bardzo interesuje mnie, jakimi kryteriami kierowali się autorzy, wybierając stworzenia do ,,Bestiariusza". Anioły, diabły, duchy, fajerman, a nawet te nieszczęsne krasnoludki. Moim zdaniem nie powinny one w ogóle znaleźć się w tym zbiorze, ale autorzy do tematu podeszli bardzo szeroko i nierzadko można się zdziwić, co też zakwalifikowano do słowiańskich potworów. Opisy, często dowcipne, są też często dość lakoniczne, ponieważ, niestety, informacji o wielu z opisanych stworzeń jest bardzo niewiele, i tak podziwiam autorów, że czasami dali radę tyle wycisnąć z tak niewielu źródeł. 

     Książka wydana została w twardej oprawie, papier jest gruby, tylko to niewyjustowanie drażni oczy, ale to w końcu BOSZ, więc mogło być gorzej. 

     Każdemu, kto interesuje się wierzeniami Słowian oraz różnymi mitologiami w ogóle, przydałby się na półce taki ,,Bestiariusz". Brakowało do tej pory jakiegoś przystępnego zbioru wszystkich tych stworzeń, które zatruwały życie naszym przodkom, a stworzeń tych było naprawdę wiele. Trzeba tylko użyć mentalnego sita, bo w tej książce stworzeń tych jest jednak nieco zbyt wiele. ,,Bestiariusz słowiański" to niejedyne dzieło duetu Zych&Vargas, którzy zauroczeni polskim folklorem napisali (albo raczej ,,narysowali") również ,,Duchy polskich miast i zamków", czyli przewodnik po wszelkich nawiedzonych miejscach, która to książka jest jeszcze godniejsza polecenia niż ,,Bestiariusz". Pracowali też przy ,,Księdze smoków polskich", a Paweł Zych dodatkowo przy ,,Legendach zamków karpackich". Te cztery książki tworzą na swój sposób integralną całość i myślę, że miłośnik polskiej kultury i dawnych wierzeń nie może się obyć bez tej kolekcji na półce. 



Tytuł: ,,Bestiariusz słowiański, czyli rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach"
Autorzy: Paweł Zych i Witold Vargas
Wydawnictwo: BOSZ

Moja ocena: 7,5/10


Recenzja krótka, ale naprawdę ciężko by było mi napisać o tej książce coś więcej. 


poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Głęboko aż do piekła – jezioro Sobołcho

     Wiem, że właśnie czytasz tę linijkę tekstu, to nie jest nic dziwnego. Teraz posłuchaj mnie i spojrzyj przez okno. Na dworze (żadnym polu!) jest piękna pogoda! 45 stopni w cieniu, brak jakiegokolwiek znaku ruchów powietrza, wszystkie ćwierkające ptaki odleciały do Afryki, bo nawet tam jest zimniej. I wiesz co? Jest idealna* pogoda, aby pojechać nad jakieś fajne jezioro. Dziś wspólnie ,,pojedziemy" nad jezioro do pięknej, wspaniałej, przecudownej Rosji!**

Z prywatnych temusowych zbiorów.
     Nie ma chyba nikogo w Buriacji, republice autonomicznej znajdującej się we wschodniej Syberii, kto by nie słyszał o jeziorze Sobołcho. W krainie wiecznej zmarzliny znajduje się niewielki zbiornik wodny, mający tylko 30 metrów średnicy. Od północy wpływa do niego strumyk, wlewając 220 litrów wody na sekundę. Zalew można obejść przez niecałe pół godziny, ale nie to jest tutaj najbardziej interesujące. Zalew został  okrzyknięty przez miejscowych ,,siedliskiem strachu". Zapytacie: czemuż to?

http://www.banzaj.pl/pictures/roznosci/jezioro_sobolcho_anomalia_geologiczna_czy_siedlisko_zla/jezioro_sobochlo_08.jpg
     O powstaniu jeziora krąży legenda, która mówi, że pewien Temudżyn cisnął włócznią w jednego ze swych generałów. Żołdak zrobił jednak unik, a włócznia zaczęła wbijać się w ziemie, aż po chwili z małego otworu trysnęła woda.

     Wyraz ,,sobochło" z pochodzi z języka mongolskiego i oznacza ,,bezdenne". Ktoś trafnie nazwał ów zbiornik, bo nawet dziś uczeni mają problem z wymierzeniem dokładnej głębokości jeziora. Wokół niego dzieją się dziwne rzeczy: śmiałkowie, którzy odważyli się wejść do jego wód znikają, tak samo dzieje się ze zwierzętami gospodarczymi. Uznano, że zaginieni się potopili, jednak ciał ludzi nie odnaleziono. Co więcej, ciała zwierząt hodowlanych podobno pojawiają się w zbiornikach nieopodal. Pośrodku jeziora woda staje się różowa. Wierzy się, że to dusze zmarłych proszące o pokutę i chcące odnaleźć spokój wieczny. Miejscowa ludność zakazuje swoim potomkom hasać beztrosko w okolicach akwenu, żaden śmiałek nie zapuścił się nigdy na środek jeziora.

     Dziwne opowieści o jeziorze Sobołcho zainteresowały w końcu badaczy z Rosyjskiej Akademii Nauk, którzy wierzyli, że w historiach opowiadanych przez tubylców może kryć się ziarnko prawdy. Naukowcy, w których skład wchodził mikrobiolog prof. Bajar Bajasarajew, biolog Darima Barchudowa, chemik Wieczysław Chachinow i geograf Endon Garmajew postanowili zbadać zbiornik w 2001 roku. 

http://www.banzaj.pl/pictures/roznosci/jezioro_sobolcho_anomalia_geologiczna_czy_siedlisko_zla/jezioro_sobochlo_04.jpg
     Miejsce badań nie wyglądało na zbyt przyjemne, nie było zbyt wiele roślinności i dookoła panowała cisza. Po dokładnych oględzinach woda wydawała się być czarna, w dotyku była lodowata. Ekspedycja wyruszyła pontonem na środek jeziora. Za burtę zrzucono urządzenie pomiarowe. Po chwili głębokość wynosiła 4 metry, następnie 9, a potem 10 metrów. Wraz z przemieszczaniem się załogi w kierunku centrum, głębia rosła. Na środku jeziora głębokość wyniosła 13 metrów. Dla tak małego jeziora, taki pomiar to coś nierealnego. Popłynięto pontonem w stronę wschodniego brzegu, a później sprawdzono odczyty. Okazało się, że akwen nie ma dna! Lina do mierzenia głębokości wynosiła tylko 20 metrów. Jeziora występujące na tej szerokości geograficznej nie przekraczają 5 metrów głębokości.

A co Wy sądzicie o tym fenomenie?
Czy według Was da się to wytłumaczyć? ***
Czy to możliwe, że jezioro sięga aż do piekła?
A może to szaraki wybudowały tam podwodną bazę?
Piszcie! :D


 __________________________________________________
* - Warunki pogodowe mogą się różnić w dniu czytania i w dniu pisania posta.
** - Daleko jechać nie trzeba, Rosja graniczy z kim chce :)
*** - Wszystko można racjonalnie wyjaśnić, nie będę jednak wam psuł zabawy szukania w Google.
(Pułkownik jest zły za takie zostawianie niedosytu, ale niech już będzie.)
Źródła:

piątek, 15 sierpnia 2014

Odnaleźć ciszę – Miasto Ordos-Kangbashi

     Czy zdarzyło Wam się kiedyś, że chcieliście uciec? Być samemu, porzucić doczesny świat lub całą miejską manufakturę? Chcieliście uciec gdzieś na wieś, gdzieś, gdzie jest cisza, gdzie nie ma natrętnych sąsiadów ani niechcianych znajomych? Nie chcieliście jednak porzucać miejskiej wygody. Marzyliście kiedyś, aby przejść się ze swoją drugą połówką po mieście, gdy nigdzie dookoła nie ma ludzi? Wasze marzenie może się spełnić!

http://cdn.c.photoshelter.com/img-get/I0000hdPdskK0XBE/s/900/900/china-new-city125.jpg
     Miasto Ordos-Kangbashi ma powierzchnię 355 km2 i leży w Mongolii Wewnętrznej. Zaprojektowano je z myślą o milionie, a nawet o półtorej milionowej populacji miasta. Miasto ma piękne osiedla mieszkaniowe, wielkie, zadbane i malownicze parki, aleje i skwery, a także bogate centra handlowe. Nie zabrakło tutaj rozrywki kulturalnej: powstały teatry, opery i wspaniałe kina. Wielkie możliwości mieli też obywatele, którzy chcieli się kształcić, bo mieli możliwość uczęszczania na wyższe uczelnie, bez potrzeby wyjeżdżania za miasto. Wykwalifikowana kadra mogła pracować w miejscowych zakładach aut i wielu spółkach. Można by powiedzieć, że to miasto jest idealnym miejscem na ziemi.

http://i.dailymail.co.uk/i/pix/2012/07/24/article-0-1430A826000005DC-76_964x642.jpg
http://www.philipgostelow.com/gallery/large/China_Ordos_Kangbashi-29.jpg
http://i5.asn.im/ordos-kangbashi-real-estate-bubble-urban-empty-china-_td9j.jpg
     Po odkryciu ogromnych złóż węgla, władze Chin postanowiły w 2004r. wybudować wielką metropolię na odludnym terytorium. Co dziwnego jest jednak na zdjęciach powyżej? Przyjrzyjcie się uważnie! Tak, prawie wcale nie ma na nich ludzi. Miasto stworzone z myślą o milionie mieszkańców, zamieszkiwane jest tylko przez około 30 tysięcy ludzi. Dlaczego?

http://ocdn.eu/images/pulscms/NGE7MDMsMmU0LDAsMSwx/723d14e030c93f7f99504bc390554def.jpg
http://ocdn.eu/images/pulscms/MzI7MDMsMmU0LDAsMSwx/ecaefe3a0609d12f69ee0bfcaa0180ea.jpg
     Budowę miasta spowodowało wydobycie węgla i nadwyżka cen mieszkań w państwie środka. Zbudowano wiele metropolii, wydano spore sumy, jednak brakuje chętnych, którzy przenieśliby się z małych wiosek, do wielkich miast. Szacuje się, że około 350mln ludzi musiałoby przenieść ze swoich włości na blokowiska i domki we wszystkich chińskich miastach widmach.

     Chcielibyście zamieszkać w takim mieście? Może chociaż przejść się po takim? Lubicie mieszkać w mieście, czy wolicie spokojną chatkę na wsi u babci? Cenicie sobie ciszę, czy wolicie jak coś się wokół was dzieje? Piszcie!

Niedługo polskie miasto widmo :)

Źródła:

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Mroczne (w zamierzeniu) zdjęcia

     Coś za dużo liter na tym blogu ostatnio, wiadomo, że ludzie wolą patrzeć na obrazki, a nie przez jakieś gąszcze trudnych treści naszpikowanych datami się przebijać. Dzisiaj będzie luźniejsza notka, prezentuję kolejną porcję zdjęć, które w zamierzeniu miały być mroczne. Sami oceńcie, czy mi wyszły. 


Wyobraź sobie, że budzisz się, a tam taki widok. Brrrr. Stół operacyjny i szalony lekarz?

piątek, 8 sierpnia 2014

Why so Syriusz? Legenda plemienia Dropa.

     Witam ludożerców, zdaję sobie sprawę, że notki trochę naukowe i te o kosmitach cieszą się mniejszą popularnością od innych. Być może to nie notki, a tematy jakie wybieram (albo to moja wina)? Łatwo mi jest znaleźć tematy o duchach i nawiedzeniach, o spotkaniach z UFO i tym podobnych, ale ciężko wyszukać jakąś żyłę złota, czyli ciekawy temat, łączący kilka zagadnień, temat niewyjaśniony po dziś dzień. Ta notka jest połączeniem tajemnicy, kosmitów, archeologii i niewyjaśnionych wydarzeń, propagandy i domysłów. W tej notce przedstawię wam legendę dziwnego plemienia z Bajan-Kara-Uła. Zapraszam do czytania!

http://1.bp.blogspot.com/-SDh-qYCgE00/UMnlOV7T-yI/AAAAAAAAD9Q/sP1tbNkJhak/s1600/22-1.jpg
   Pewnego zaskakującego odkrycia dokonał profesor Chi Pu Tei, wraz z zespołem naukowców z Chińskiej Akademii Nauk, w 1938 r. Badając jaskinie w górach Bajan-Kara-Uła, badacze natrafili na dziwne malowidła na ścianach. Po głębszej analizie okazało się, że to nie jedna jaskinia, tylko cała sieć jaskiń. Znaleziono w niej szeregi dziwnych grobów, a wraz z nimi pochowanych aż 716 kamiennych dysków, przypominających płyty winylowe, o ok. 30cm średnicy każdy. Znaleziska posiadały w środku otwory oraz rowki na całej powierzchni. Szkielety w grobach nie przypominały jednak jakiegokolwiek szkieletu człowieka.

http://oi53.tinypic.com/1494489.jpg
      Szkielety miały nieproporcjonalnie duże głowy, a maksymalny wzrost właścicieli tych kości wynosił jedynie 1,2m. Szczątki należały do tz. ,,plemienia Dropa", ludu, który według legendy przybył na naszą planetę z gwiazdozbioru Syriusza.

     Po dokładniejszym przebadaniu dysków ustalono, że rowki na ich powierzchni to żłobienia lub znaki. Każdy z dysków był czymś w rodzaju książki, lecz w obecnych czasach nikt nie był w stanie tego odczytać. Artefaktów nie uznano za coś niezwykłego, więc złożono je z resztą znalezisk z tamtej okolicy, na około dwadzieścia lat. Dopiero w 1962 roku kod prawdopodobnie złamał doktor Tsum Um Nui i odczytał historię zapisaną na nośnikach. Faktem tym podzielił się tylko z najbliższymi przyjaciółmi. Nie wszyscy byli jednak zachwyceni odkryciem, Pekińska Akademia Nauk zakazała doktorowi publikowania jakichkolwiek prac związanych z dyskami.

     Po czterech latach zmagań prawniczych, pozwolono jednak doktorowi Tsun Um Nui'emu opublikować jego wyniki badań. Historia zapisana na dyskach miała opisywać dzieje przybyszyów z gwiazdozbioru Syriusza, którzy przybyli na Ziemię około 12 tysięcy lat temu i utknęli tu, ponieważ ich statki uległy uszkodzeniu. Wielu z nich zostało zabitych przez tubylcze plemię Han, które prawdopodobnie nie zrozumiało, że obcy mielo pokojowe zamiary.
Dropa przybyli z chmur w swych powietrznych statkach. Przed zachodem słońca nasi mężczyźni, kobiety i dzieci skryli się w jaskiniach dziesięciokrotnie. Kiedy poznali język znaków Dropa, uświadomili sobie, że nowoprzybyli mają pokojowe zamiary.
     Grono naukowe jednak nie przyjęło opublikowanych informacji zbyt entuzjastycznie, doktor Tsun Um Nui został wyśmiany i przylepiono mu etykietkę naukowca, który postradał zmysły. Oburzony wyjechał do swojej rodzimej Japonii i żył tam aż po kres swych dni.

     W odludnym miejscu, jakim są góry Bajan-Kara-Uła, ponoć nadal mieszkały plemienia Han i Drop. Ci drudzy mieli maksymalnie 120cm wysokości i według ekspertów, nie byli ani ludem chińskim, ani tybetańskim, ani indyjskim.

     Tak głosi legenda.

     To jest tylko legenda, dzisiaj niewiadomo, czy owe dyski istniały naprawdę, w każdym razie zaginęły. Oficjalnie nikomu poza doktorem Tsum Um Nui nie udało się rozszyfrować zawartych na nich wiadomości, o ile takowe wiadomości istniały. Nikt nie znał przeznaczenia kamiennych dysków. W Chinach archeologowie często znajdują kamienne dyski (dyski Bi) wraz z ciałami w sarkofagach, nie wiadomo jednak, jakie przeznaczenie miały owe znaleziska.

     A co Wy o tym sądzicie? Wierzycie, że w starożytności odwiedziła nas jakaś obca cywilizacja? Znacie jakieś ciekawe legendy z UFO? Jakieś ciekawe legendy tak w ogóle znacie? Piszcie!

Źródła:

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Jak zostać współczesną czarownicą?

     Chcesz wyróżnić się na tle pochłoniętego przyziemnymi myślami motłochu? Czujesz się inna, niezrozumiana, wiedząca więcej? Doskonale! Ten krótki przewodnik jest właśnie dla Ciebie. 

piątek, 1 sierpnia 2014

Kilka propozycji na wakacyjną podróż

   Poniedziałkowy post nie ukazał się z powodu upałów i suszy. Przepraszamy.

     Wakacje to pora wyjazdów z przyjaciółmi, rodziną, a nawet z sąsiadami. Chociaż niektórzy siedzą w domu, inni wybierają się w podróż głodni wrażeń i ciekawych wspomnień. Jeżeli chcecie poczuć trochę adrenaliny i lekki dreszczyk, odwiedźcie jedno z miejsc poniżej (najlepiej o zmroku, hihi).

Komisariat policji w Konstancinie-Jeziornej

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/d/d8/Poland._Konstancin-Jeziorna_138.JPG
     Konstancin-Jeziorna to miejscowość uzdrowiskowa,  znajdująca się niedaleko naszej pięknej stolicy – Warszawy. Można tu spotkać wiele zabytkowych budynków, m.in. nieczynną już Komendę Policji, mieszczącą się na ulicy Niecałej. Nieczynnej już, bo policjanci tam pracujący nie mogli więcej znieść tego miejsca. Ciągle słyszeli kroki, jakby ktoś chodził na nieużywanym przez policjantów, drewnianym piętrze. Słychać było jak ktoś porusza się po pokojach, a następnie schodzi po drewnianych schodach. Potem dźwięk się urywał.

     Budynek byłych służb porządkowych ma ponad 80 lat. Jak twierdzą mieszkańcy Konstncina-Jeziornej, kiedyś obiekt używany był przez służby NKWD oraz UB. Drewniane piętro było prawdopodobnie używane do przesłuchiwania więźniów politycznych. Wiadomo też, że pustostan nawiedzany jest przez mężczyznę w mundurze, ducha, którego mundur nie pasuje do żadnej stacjonującej tam jednostki.
Źródło:

Zamek w Ogrodzieńcu

http://zamki.net.pl/zamki/podzamcze/ogrodzieniec07.jpg
    O Podzamczu Zamku w Ogrodzieńcu, a właściwie o jego ruinach, krąży wiele różnych legend. Najpopularniejsza chyba jest opowieść o Czarnym Psie, ale poczytać możemy także o dwóch braciach, o pięknej Olimpii", zamkowej studni oraz żelaznych drzwiach. Ja jednak wybrałem tą najpopularniejszą, jeżeli będziecie chcieli, mogę opisać wszystkie, ale to w osobnym już poście :)

     Według legendy, co noc w zamku słychać pobrzękiwania łańcucha. Spotkać tam można wielkiego, czarnego niczym noc, psa. Pilnuje on podzamcza. Skąd się wziął? Otóż legenda sięga odległych czasów, a dokładniej XVII wieku, kiedy w posiadanie zamku wszedł niejaki Stanisław Warszycki. Był on wspaniałym gospodarzem, dbał oczywiście także o rozwój rzemiosła oraz tortur! Zapytacie pewnie CO? Tak, krążą historie, że waćpan Staszek był bardzo okrutnym człowiekiem i lubował się w torturowaniu innych, nawet za byle błahostkę. Najokrutniejszy miał być dla swoich żon, jedną wychłostał na oczach poddanych, a drugą, według legendy, zamurował żywcem w zamku. Za swoje czyny jeszcze za życia został pojmany do piekła przez samego diaboła! Teraz wraca pod postacią ogromnego, kudłatego, czarnego psa aby pilnować swojego zamku oraz ukrytych w nim kosztowności.
Źródło:
 

Psychiatryk w Owińskach

http://s3.flog.pl/media/foto/3889269_opuszczony-szpital-psychiatryczny-w-owinskach.jpg
     Budynek szpitala psychiatrycznego pierwotnie należał do krzewicieli wiary chrześcijańskiej, do zakonu cystersów. Jakiś czas później, w 1838 r. obiekt przekształcono w lecznicę dla chorych umysłowo. Jednak nie wszystkim się to spodobało, zakład został zlikwidowany w 1939 r., kiedy było w nim około 1000 chorych, przez poddanych Füchrera. Dorośli zostali wywiezieni do pobliskiego lasu, a następnie masowo rozstrzelani przez Hitlerowców. Dzieci miały mniej szczęścia, trafiły do fortu VII w Poznaniu, a tam zostały zagazowane spalinami samochodowymi.

     Co jest jednak niezwykłego w tym budynku? Tego nie da się tak naprawdę opisać. Relacje zwiedzających informują nas, że czasami można zobaczyć dym spalin unoszący się wokół pustostanu. W środku, już nie jest tak kolorowo. Słychać kroki, szuranie metalowych łóżek, a przede wszystkim płacz dzieci. Odczuwanych uczuć ciarki, ciągłych spojrzeń na sobie i dziwnego chłodu nie da się przedstawić w formie pikselowych literek, to musicie już sprawdzić sami.
Źródło:

Droga nr 875

http://ddmg.strefa.pl/droga%20875%20foto.jpg
     Droga wojewódzka nr 875 ma ok. 76km długości i łączy aż cztery miasta: Mielec, Leżajsk, Kolbuszowa, Sokołów (tatar z Sokołowa? D:). Co niezwykłego jest w tej drodze? Na drodze przy której stoi niezliczona ilość krzyży upamiętniających liczne wypadki samochodowe, spotkać można duchy oraz autostopowiczy widmo.

     Kierowcy jadący drogą, widują na poboczu zakrwawioną dziewczynkę, która pojawia się nawet w czasie dnia. Czasem w samochodach na tylnych siedzeniach ma pojawiać się panienka z różańcem i po chwili znikać. Przy drodze, poza krzyżami stoi przedwojenna kapliczka. Wokół niej krąży legenda, mówiąca o pojawiającym się duchu poległego żołnierza, poległego właśnie przez strzał, którego kula odbiła się od kapliczki. Ekipa badająca drogę nie napotkała duchów, jednak na jednym ze zdjęć widać dziwny zarys postaci.
Źródło

A co Wy sądzicie o tych wszystkich miejscach?
Czy to tylko głupie, wymyślone historyjki?
Czy według was, duchy istnieją?
Wybierzecie się w którejś z nich na wakacje?
Znacie jeszcze jakieś nawiedzone miejsca?
Piszcie! (nawet tutaj)

piątek, 25 lipca 2014

Telewizja międzygwiezdna?

      Odkąd człowiek postawił nogę na księżycu, jego myśli zaczęły zmierzać o wiele, wiele dalej – w czarne odmęty kosmosu. Od wielu lat nasłuchujemy sygnałów od obcych cywilizacji, poszukujemy planet, na których mogłoby istnieć życie, wysyłając sondy w kosmos. Jednak nigdy nie wpadliśmy na to, że obce cywilizacje też mogłyby wysłać w kosmos własne detektory. Czy obcy mogliby wysyłać takie sondy w pobliżu naszej Ziemi? Okazuje się, że prawdopodobnie tak.

http://www.tapeta-kosmos-okno-dlon.na-pulpit.com/zdjecia/kosmos-okno-dlon.jpeg

1991VG

      W 1991 roku, a dokładniej szóstego listopada, do Ziemi zbliżył się dziwny obiekt przypominający asteroidę. Obiekt nazwany 1991VG odkrył James Scotti, kiedy to obiekt był w odległości ok 2 064 000 mil od Ziemi. Dalsze obserwacje wykazały, że obiekt nie zachowuje się jak asteroida. Co siedem i pół minuty zwiększał trzykrotnie swoją jasność, a potem powracał do poprzedniego stanu. Spekulowano, że jest kosmicznym śmieciem – pozostałościami silnika rakiety Saturna V. Dalsze obserwacje potwierdziły, że ,,mruganie" obiektu było pulsowaniem, które można zauważyć u innych obracających się sztucznych satelitów. Piątego grudnia tego samego roku, obiekt minął Ziemię w odległości około 400 tysięcy kilometrów. Dane pomiarowe wskazywały, że ma około od dziesięciu do dziewiętnastu metrów średnicy – w sam raz na kosmiczny odpad. Jednak w rzeczywistości obiekt był malutki, obserwujący go przez teleskop Spacewatch ujrzeli tylko maluśki, jasny punkt.

     27 kwietnia 1992 roku, ponownie odkryto obiekt 1991VG. Odkryto, że porusza się on po orbicie, która przypominała ziemską, wokół Słońca. Była to niestety już ostatnia obserwacja tego obiektu.

http://iluminaci.com/wp-content/uploads/2012/11/634518-500x333.jpg 

2000 SG344

     W 2000 roku, odkryty został kolejny obiekt, tym razem przez Davida Tholena i R. Whiteleya. Obiekt, skatalogowany jako 2000 SG344, znajdował się w odległości 4 800 000 mil od Ziemi, a jego średnica wynosiła około 30-70 m. Obiekt wykazywał tendencję do ,,mrugania" tak jak 1991 VG, więc prawdopodobnie także nie był asteroidą. Spekulowano, że ma się zderzyć z ziemią w ok. 2030r., później jednak szacowano, że nastąpi to w roku 2071. Jego orbita była tak zbieżna z ziemską, że spekulowano iż ten obiekt pochodzi z naszej planety. Przeszukując archiwa, badacze natrafili na informację, że obiekt znajdował się obok ziemi już w 1971r. Sugerowano, że obiekt jest częścią rakiety Saturn IV-B. Problemem było to, że w 1971r. startowały tylko rakiety Apollo 14 oraz Apollo 15, a ich stopnie rozbiły się o powierzchnie naszego naturalnego satelity. Istnieje jednak teza, że fragment statku Apollo 12 wyleciał na poza orbitę ziemską, a jego kierunek  po orbicie słońca zakłócił księżyc. Ciekawe.

A co Wy sądzicie o tym wszystkim? 
Czy te obiekty to tylko kosmiczne śmieci? 
Powinniśmy to jakoś segregować? 
Myślicie, że Oni nas obserwują? 
Piszcie!


Źródła:

poniedziałek, 21 lipca 2014

Jak uchronić się przed wieszczym? Poradnik.

     Nawet w głowie Wam nie postanie, jak wiele zagrożeń czyha na porządnych ludzi. My, na Kujawach, Pałukach, Kaszubach i Kociewiu, znamy bardzo niebezpieczne zagrożenie w osobie wieszczego. To upiór, który zamiast spokojnie spać snem żelaznym, twardym, nieprzespanym, wychodzi z grobu i niezwykłą podłością się wykazując, nęka żyjących, śmierć im wieszcząc. Wygrzebawszy się z mogiłki, wspinał się wieszczy tak wysoko, jak tylko mógł. Z braku wysokich punktów w okolicy, właził zazwyczaj na kościelną dzwonnicę. Zaraz straszny hałas jął czynić, wykrzykiwał imiona osób, po które miała przyjść śmierć, zwykle byli to członkowie rodziny upiora. Każdego, kto usłyszał zawodzenie wieszczego, spotykało jakieś nieszczęście. Stąd wzięła się też nazwa poczwary – wieszczy, bo wieszczy śmierć. Proste jak druty w miotle podwórzowej. 

Bestiariusz słowiański
     Całe szczęście, że są wyraźne znaki, zapowiadające przemianę człowieka w tego upiora po śmierci. Gdy niemowlę urodzi się w tak zwanym czepku, to wiadomo, że coś tutaj nieczyste siły działają. By uchronić się przed wieszczym, należy ten czepek zabrać i ususzyć, a gdy dziecko skończy siedem lat, na proszek zetrzeć, zmieszać z wodą i dać przyszłemu upiorowi do wypicia. Wtedy nic tajemniczego się nie wydarzy. Ale co zrobić, gdy wieszczy już wstał z grobu i w najlepsze prowadzi swoją zbrodniczą działalność? Spróbujcie się wyspać, kiedy coś drze się w wniebogłosy i jeszcze klątwy rzuca! Rzucanie klątwy to strasznie hałaśliwie zajęcie. Jest i na to rada. Należy odkopać nieboszczyka za dnia i zabrać mu ubranie. Nawet taka kreatura jak wieszczy będzie się wstydziła paradować na golasa, choćby i ciemną nocą.

     Z grobu wygrzebać się wcale nie jest tak łatwo, nagrobki są ciężkie ogromnie, a i trumna zwykle nielicha, wieszczy więc kilka razy się dobrze zastanowić powinien, zanim z mogiłki zacznie powstawać, ale to tylko taka moja drobna sugestia.

piątek, 18 lipca 2014

Dyavolski most – Bob Budowniczy wymięka

      W dawnych, odległych czasach nazywanych dziś średniowieczem, ludzie wierzyli w bardzo wiele rzeczy. Wierzono, że sam diabeł schodził na naszą ziemię, aby pomóc budowniczym w budowaniu mostów. Tylko, że to nie były byle jakie mosty! Były to mosty zbudowane w miejscach, gdzie niemożliwym było postawienie jakichkolwiek budowli! Były to ważne strategiczne punkty, no i też ładnie też wyglądały :) Takie wiadukty były owsiane licznymi legendami, dziś przedstawię wam jedną z nich.

Dyavolski most

http://razhodka.com/wp-content/uploads/2012/04/dyavolski-most-1600.jpg
     Dyavolski most, po naszemu Diabelski most, zbudowany jest nad rzeką Adra, w Bułgarii. Ma on 56m długości, posiada trzy łuki, a jego najdłuższy łuk ma wysokość 11,5m. O moście powstały dwie legendy.

     Pierwsza legenda mówi, że zanim budowniczy ukończył swój projekt, jego żona zmarła. Zrozpaczony małżonek postanowił wbudować cień w most. Nie wiem co to znaczy, to mniej ciekawa legenda.

     Druga legenda zaś głosi, że budowa każdego mostu, próbującego złączyć oba brzegi rzeki Adry, kończyła się kompletnym fiaskiem. W końcu znalazł się budowniczy, który postanowił zbudować most, który się utrzyma. Pewien diabeł zdecydował, że zejdzie na ziemie i wyjawi tajemnicę, jak taki most zbudować. Oczywiście, nie zrobił tego za darmo! Warunkiem było umieszczenie wizerunku twarzy Szatana tak, aby była widoczna i niewidoczna za razem. Budowniczy miał na to czterdzieści dni. Gdyby mu się nie udało, jego dusza należałaby do diabła. Budowniczy podjął się wyzwania, lecz umarł krótko po zakończeniu budowy i nie zdążył wyjawić, jak udało mu się umieścić wizerunek zleceniodawcy  (przypomniała mi się śmieszna, sucha historia, którą opowiadał nam nauczyciel od geografii, pozdrawiam, panie Wojtkowiak! Ja też pozdrawiam, ja, mysza!). Uznaje się jednak, że na most trzeba spojrzeć pod odpowiednim kątem:

http://img.sadistic.pl/pics/217f56e436d4.jpg
     Na zdjęciu widać most wraz z jego odbiciem w wodzie, przechylony o 90 stopni w lewo. Pośrodku mostu widać twarz, a centralny łuk tworzy rogi. Piękne, nieprawdaż?

A co Wy sądzicie o tej legendzie?
Byliście kiedyś w Bułgarii?
Znacie jakieś inne ciekawe legendy? (jeżeli tak możecie się podzielić tutaj!)
Wierzycie w legendy?
Piszcie!




Źródła:

poniedziałek, 14 lipca 2014

Czy jesteśmy sami? Wiadomość z Arecibo.

     Na początek mała informacja – mysza, dowódca bloga czyli ja, wyjechała na dwa tygodnie na wakacje. Ponieważ jestem mało ważną osobą i nie ma ludzi niezastąpionych, notki będą dalej ukazywać się w zwyczajnym rytmie, a nieoceniony Temus będzie nad wszystkim czuwał. 

     Wielu z was pewnie zadaje sobie pytanie czy jesteśmy sami we wszechświecie? To bardzo dobre pytanie! Codziennie słyszy się o tym, że ktoś gdzieś widział latający talerz czy dziwne błyski na niebie. Czy jednak istnieją inteligentne cywilizacje we wszechświecie?

Wiadomość z Arecibo

     To pytanie nurtuje ludzkość od wieków. Powstało wiele projektów naukowych mających na celu szukanie oznak życia w kosmosie. 16 listopada 1974 roku w kosmos, a dokładnie w kierunku kulistej gromady gwiazd M13 w gwiazdozbiorze Herkulesa, została wyemitowana wiadomość radiowa. Została zakodowana w systemie binarnym, o częstotliwości 2380 MHz, a jej wielkość wynosiła 1679 bitów (można by zgrać na dyskietkę). Nadawano ją ponad trzy minuty. Co zawierała?

Graficzne przedstawienie komunikatu  
nadanego w Arecibo. Źródło
  • Liczby od 1 do 10 w zapisie dwójkowym. 
  • Liczby atomowe podstawowych pierwiastków z których zbudowane są związki organiczne: wodór, węgiel, azot, tlen i fosfor.
  • Składniki kwasu DNA (cztery nukleotydy po dwie pary zasad: adenina, tymina, cytozyna i guanina oraz cukier deoksyryboza i reszty fosforanowe tworzące DNA).


  • Prosty schemat podwójnej spirali DNA (ilość nukleotydów w DNA oraz podwójna helisa DNA).



  • Średnie wymiary człowieka; Postać człowieka; Liczba ludzi na Ziemi (liczba 4.292.853.750 mieszkańców naszej planety w listopadzie 1974 roku).

  • Schemat Układu Słonecznego oraz którą planetę zamieszkujemy.

  • Schemat czaszy Radioteleskopu w Arecibo oraz średnica teleskopu (305 metrów).





     Wiadomość ta miała przekazać obcym cywilizacjom podstawowe informacje o ludzkiej rasie. O wiadomości zapomniano i sprawa przycichła, aż do 2001 roku.

Odpowiedź na wiadomość z Arecibo

     Dwadzieścia siedem lat po nadaniu wiadomości w kosmos, pojawiła się ,,odpowiedź". W Chilbolton, w hrabstwie Hampshire, obok największego radioteleskopu w Anglii, powstał piktogram w zbożu, przypominający graficzne przedstawienie komunikatu z Arecibo.

Źródło

  • Ich dominującym pierwiastkiem nie jest węgiel (jak u nas), a krzem.



  • Posiadają dodatkową helisę w DNA.
  • Ich wygląd jest podobny do humanoidalnego, lecz mają bardzo dużą głowę, a ich średni wzrost to 1,2 metra. Ich populacja wynosi (2001 rok) 21,3 miliarda.
  • Zamieszkują trzecią, czwartą i piątą planetę swojego układu słonecznego.
  • Prawdopodobnie jest to rodzaj satelity lub odbiornika. Przypomina piktogram, który powstał w 2000 roku w tym samym miejscu.


 

   Jednak życie nie jest takie piękne, wszystko nie jest prawdziwe. Tak samo jest z tym piktogramem, to mistyfikacja. Zapytacie mnie, czemu jest to mistyfikacja?

      Wiadomość, którą wysłali naukowcy do gwiazdozbioru M13, podróżowałaby około dwudziestu pięciu tysięcy lat! Mało prawdopodobne więc jest, aby jakaś kosmiczna cywilizacja zdążyła ją przechwycić. Jeżeli byłaby to bardziej rozwinięta cywilizacja od naszej, to nie wiemy nawet, czy mają tak starą technologię, aby odebrać nasz sygnał. Jeżeli nawet by go odebrali, to na pewno nie odpowiedzieliby na wiadomość tworząc piktogram w zbożu (chociaż można by się nad tym rozwodzić, ale to nie o to chodzi). Jeżeli faktycznie kosmici mają spisek z USA, to nie odpowiadaliby na wiadomość wysłaną przez amerykańskich naukowców, bo po co? Poza tym odpowiedź bazuje na typowym wyobrażeniu obcych przez ludzi, jakim jest ,,szarak". Odpowiedź zawiera błąd, moje pewne źródła twierdzą, że nie może być trzech helis w DNA.

     W odległych czasach gdy istniały smoki, a ja chodziłem do gimnazjum, na polskim przerabialiśmy tematykę sci-fi .Nasza nauczycielka od polskiego postanowiła opowiedzieć nam suchara:
Wiecie jaki jest dowód na istnienie obcych cywilizacji? Taki, że się z nami nie kontaktują.
     A na koniec taki mały cytat, znaleziony gdzieś w internetach:
Rodzaj ludzki ma tendencję do myślenia że jest wyjątkowy. Przedstawiamy siebie jako unikalnych pod względem moralnym, kulturowym czy intelektualnym. Jednak gdybyśmy mogli odnaleźć sygnał z innego systemu gwiezdnego, od innych myślących istot szybko okazałoby się, że nic z powyższych prawdą nie jest.
~Paul Horowitz


Źródła:

piątek, 11 lipca 2014

Wampiry – jak naprawdę wyglądałoby picie krwi?

     Wampiry są straszne, wyniosłe i horrorystyczne, albo sparklące się i przystojne. A dla mnie zawsze były biedne i cierpiące. Dlaczego? Ponieważ zastanawiałam się nad tym, co stałoby się z człowiekiem, który żywiłby się wyłącznie krwią. Przecież nieurozmaicona dieta zawsze prowadzi do znacznych problemów ze zdrowiem, niedobór witamin, białek, soli takich a takich, a potem już tylko (hi, hi, bardzo na miejscu) mogiła.


     Zastanówmy się więc, z czego składa się krew. Przede wszystkim, zawiera bardzo dużo żelaza i białka. Wszyscy wiemy, że białko jest nam ogromnie potrzebne, ale nie da się spalić białka, nie przyswajając tłuszczów i węglowodanów. Gdyby nasza dieta składała się wyłącznie z krwi, szybko zaczęłyby nam doskwierać dolegliwości wynikające z przedawkowania żelaza. Wszystko dobre, ale nie w nadmiarze – to stara, złota prawda. Odwodnienie, uszkodzenia stawów, cukrzyca, niskie ciśnienie krwi, niszczenie wątroby, ciemna, niemal brązowa skóra... 


Lol, nie chcę tak!
     Do tego krew może zawierać wiele bakterii i innych niebezpiecznych mikroorganizmów, dlatego dialog między wampirem a jego ofiarą wyglądałby nieco inaczej, niż myślimy... Oto fragment rewolucyjnej sztuki pt. ,,Atak wampira"":

Występują: Wampir
                  Ofiara

(granatowa noc wielkomiejska, nie widać żadnych gwiazd, zaułek koło sklepu z ziołami i lombardem)

Wampir: Łaaaa!
Ofiara: Aaaa!
(Wampir łapie Ofiarę.)
Wampir: Przepraszam, czy jest pan zdrowy?
Ofiara: Nie, widuję wariatów w pelerynach.
Wampir: Ma pan może wirusa HIV? Cukrzycę? Hipercholesterolemię? Zapalenie wątroby? Przechodził pan żółtaczkę? Czy chorował pan kiedykolwiek na jakieś zakaźne choroby? Czy miał pan wiele partnerek? Czy należycie zabezpiecza się pan przed chorobami wenerycznymi? Zażywał pan narkotyki i inne substancje odurzające? Może lubi pan wypić? Wie pan, krew, którą piję, musi być dobrej jakości. Osoba o tak wysokiej pozycji nie może sobie pozwolić na jakieś wpadki.
Ofiara: A pij pan sobie na zdrowie!
Wampir: Dziękuję. Omnomnomnom ślurp ślurp.
Ofiara: Muahahaha, kłamałem, mam AIDS!

     Dlaczego w takim razie są ssaki, które żywią się wyłącznie krwią, na przykład nietoperze wampiry z Ameryki Południowej? Te zwierzęta są do picia krwi specjalnie przystosowane przez ewolucję, posiadają między innymi warstwę śluzową wyściełającą jelita. Człowiekowi podobna dieta zdecydowanie nie wyszłaby na zdrowie. W dodatku picie krwi swojego gatunku jest niebezpieczne – w krowiej posoce mogą znajdować się pasożyty, ale nie zagrażałyby one ludziom. Wampiry to strasznie nieszczęśliwie stworzenia. 

     A teraz króciutki filmik dla osób, które jednak uważają, że z wampirami nie byłoby tak źle. Anime polecam, porządny horror. 




źródła:
źródła obrazków:

poniedziałek, 7 lipca 2014

Halo, czy jest tam kto? Bliźniaczka Ziemi.

      Powszechnie uważa się, że żadne inteligentne cywilizacje pozaziemskie nie istnieją. Jednak nasza codzienność pokazuje nam, że jest inaczej. Ale czy latające talerze, dziwne światła poruszające się po nocnym niebie i teorie spiskowe o Reptalianach rządzących USA to naukowe, potwierdzone i wiarygodne dowody? Niedawno pisaliśmy o ,,sygnale WOW", dzisiaj będę pisał o kolejnym sygnale, o tajemniczym rozbłysku lasera w okolicach planety, na której może istnieć życie.

http://infra.org.pl/images/stories/FotoSerwis1/foto3/syngbath.jpg
      Na świecie wiele projektów rządowych ,,nasłuchuje" kosmosu, próbując przechwycić jakiś komunikat od pozaziemskich cywilizacji. Dr Bhatal kierujący programem OSETI, który zajmuje się poszukiwaniem impulsów laserowych wysłanych przez inne cywilizacje, odkrył w 2008 roku sygnał takiego impulsu dochodzącego prawdopodobnie z układu Gliese 581. Regularny impuls pośród kosmicznego szumu i odgłosów kwazarów, wydawał się naprawdę obiecującym znaleziskiem. Dr Ragbir Bhatal wiedział jednak, że aby ogłosić swoje odkrycie światu, musi dokładnie zbadać sygnał, upewnić się, czy aby nie były to zakłócenia, błędy z wykorzystywaną aparaturą, dźwięk z Ziemi odbity przez kosmiczny śmieć, czy też odgłos kwazaru. Sygnał ten niestety nigdy się już nie powtórzył.

      Program OSETI zajmuje się poszukiwaniem sygnałów lasera, bo uważa się, że obce cywilizacje mogły odstąpić od używania fal radiowych, Obcy mogą nawet posiadać takie środki komunikacji, jakich my, człowieki, jeszcze nie mamy.

http://3.bp.blogspot.com/-noJi4LjBpxA/TxP6lGKUntI/AAAAAAAACRQ/G8CTeS657Ng/s640/eve-online-space-3d-art.jpg

     Już dwa lata później, w 2010 roku, w układzie Gliese 581 odkryto planetę, która mogłaby być miejscem, na którym powstało życie. Planeta Gliese 581g jest oddalona od Ziemi o tylko dwadzieścia lat świetlnych! Krąży ona wokół czerwonego karła, który jest mniejszy od naszego Słońca, więc temperatura na planecie wynosi od -31 °C do -12 °C. Na skalnej powierzchni planety prawdopodobnie występuje woda w stanie ciekłym. Jak podaje wikipedia, masa planety jest większa od masy Ziemi o trzy lub nawet cztery razy, oznacza to, że posiada dostateczną grawitację, aby mogła utrzymać ona atmosferę wokół planety. Siła przyciągania na powierzchni jest zbliżona do ziemskiej, lecz prawdopodobnie jest większa. Naukowcy sądzą, że na Gliese 581g może powstać życie.

      Co Wy o tym wszystkim sądzicie? Czy życie pozaziemskie istnieje (ja, mysza, dobrze wiem, że istnieje – zainteresowani mogą poszukać informacji o trzech testach na powierzchni Marsa, pozytywnym wyniku testu z użyciem promieni rentgena oraz hipotezy na temat soli marsjańskiej)? Czy kiedyś poznamy prawdę? Czy słyszeliście jeszcze o jakichś sygnałach? Czy nawiedza was UFO? Podzielcie się :D



Źródła:

piątek, 4 lipca 2014

Groza w sztuce – Zdzisław Beksiński

     Na wstępie pozwolę sobie opowiedzieć o autorze poniższych dzieł. Otóż pan Zdzisław Beksiński, jak zapewne już się domyślacie, był malarzem. Był także rzeźbiarzem, fotografem i rysownikiem. Jego dzieła są dość charakterystyczne. W zdjęciach przeważały osoby w nietypowych pozycjach: skulone, wyglądające na wystraszone modelki owinięte sznurkami, z ciałami zdeformowanymi lub skadrowanymi tak, by było wydać tylko fragmenty. W rysunkach przeważała deformacja ciała postaci, erotyka, sadyzm i masochizm. Malarstwo było już czysto fantastyczne i wizjonerskie. Sam Beksiński został zabity przez swojego pracownika.

     Największy haczyk w szukaniu dzieł tego pana polega na tym, że żaden z obrazów nie ma tytułu. Czemu? Otóż nasz autor doszedł do wniosku, że jego obrazy mogą być interpretowane różnie, a nadawanie im tytułu ograniczyłoby to.

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Dziwna historia o znikającym nożu myszy

      Nie wiem, czy o tym wiecie, ale nie wierzę w żadne zjawiska paranormalne czy inne szmery bajery. Prowadzisz bloga o tajemnicach, makabrach i nadprzyrodzoności, do tego masz pełno książek o takiej tematyce. Faktycznie, nie wierzysz. Nie słuchajcie, to była tylko ta część mojej osobowości, która znajduje dziwną radość w niszczeniu własnej logiki. Będzie ona naszym dzisiejszym gościem. W każdym razie, nie wierzę w żadne cuda wianki, ale niestety, wydaje mi się, że one wierzą we mnie. I tu tkwi cały problem. Opowiem Wam o pewnej dziwnej historii, która kiedyś mnie spotkała. Przygotujcie sobie jakieś jedzonko, popcorn, colę (popcorn, cola, gramy w LOLa!)

     Wszystko zaczęło się w zamierzchłej przeszłości, naprawdę dawno temu. Było to wtedy, gdy mysza, dziecię z warkoczykami i odziane w białą szatkę, przystępowało do Pierwszej Komunii. Czyli mniej więcej dziewięć lat temu. A może osiem. Nie umiesz liczyć. W owym czasie ciotka moja pojechać miała na działkę, by przywieźć duży nóż, bowiem dwa noże znacznej wielkości potrzebne były na moje przyjęcie. Gdy ciocia z nożem przyjechała do domu, drugi nóż, który już w nim był, zniknął. Ciężko ustalić, czy okoliczności jego zniknięcia były tajemnicze, ponieważ świadków tego zdarzenia brak, przyjmijmy jednak, na potrzeby opowieści, że były one tajemnicze. Na pewno w tajemniczych okolicznościach się pojawił, ale o tym na końcu. 

Nie mam zdjęcia noża, dlatego postanowiłam zamieścić tutaj swoje zdjęcie. Jestem w końcu  bohaterką historii. I mam ładną czapkę. 
     Moja babcia, właścicielka zaginionego noża, była niezbyt zadowolona z jego braku. Jesteś mistrzem eufemizmu. Wszczęto poszukiwania. Wszystko na próżno. Noża po prostu nie było. Rozmontowaliście prawie całe mieszkanie. Szczegóły. Pogodziliśmy się jakoś ze stratą tego przedmiotu. Zaczęły dziać się jednak niezwykłe rzeczy... Przedmioty wędrowały sobie po mieszkaniu niczym kamienie w Dolinie Śmierci. Pozostawiona na parapecie książka nagle przenosiła się na łóżko. Wystarczyło tylko na chwilę spuścić ją z oczu. Niezłe wytłumaczenie dla twojego bałaganiarstwa. 

piątek, 27 czerwca 2014

Bój się kota, albowiem może Ci śmierć wieszczyć!

     Witajcie! Jako że ostatnio na blogu pisze głównie Temus, a bloga lubię, zgodziłam się na bliżej nieokreślony czas (raczej wakacje, a co później...? c;) dołączyć do załogi. Garstkę informacji o mnie znajdziecie tutaj. Dziś pragnę przybliżyć wam historię pewnego kota.

     Koty zazwyczaj kojarzą nam się puchatymi zwierzątkami, które są wręcz czczone w internecie. Roi się tam od śmiesznych i uroczych zdjęć czy filmów z nimi w roli głównej. Już w starożytnym Egipcie ludzie fascynowali się tymi spadającymi na cztery łapy myśliwymi. Większość sług właścicieli tych boskich stworzeń na pytanie: ,,Dlaczego twój kot przyszedł się położyć do ciebie, do twojego łóżka?" odpowie: ,,Pewnie pragnie bliskości" (albo raczej ,,Pewnie stwierdził, że jestem godzien przebywać w jego towarzystwie"). W przypadku pracowników domu opieki Steere House w amerykańskim stanie Rhode Island, jest zupełnie inaczej.

      Każdy, kto dłużej przebywa w tym ośrodku i poznał już mieszkającego tam kota Oskara, wie, jakie są zwyczaje sierściucha.  Kot potrafi cały dzień chodzić od pokoju do pokoju i raczej nie zatrzymuje się na dłużej w żadnym z nich.... Chyba że pacjentowi pozostało ledwie kilka godzin życia. Oskar kładzie się wtedy na łóżku obok umierającego i dotrzymuje mu towarzystwa w ostatnich chwilach życia.

     Może słyszeliście kiedyś opowieści o kocie, który przewidywał śmierci, a później został zabity przez rodziny pacjentów, bo rzekomo ową śmierć przynosił? To była jedynie plotka o Oskarze, wypuszczona w 2007 roku, nadal jeszcze ,,walająca się" po internecie, znajdująca schronienie na stronach równie wiarygodnych, co Wiedza Bezużyteczna. Kocur ma teraz osiem lat i czuje się dobrze.

Tak wygląda Oskar
     Do 2010 roku Oskarowi udało się przewidzieć ponad pięćdziesiąt śmierci! Pracownicy domu opieki ufają mu do tego stopnia, że kiedy widzą go leżącego obok któregoś z pacjentów, zawiadamiają rodzinę chorego. Ci są wdzięczni za to, że nawet jeśli nie mogą przez odległość być ze swoim bliskim, robi to za nich Oskar. Czasem nawet w listach z podziękowaniami od rodzin pacjentów obok nazwisk lekarzy widnieje również imię słynnego kota.

sobota, 21 czerwca 2014

Widzę buzię w tej posadce – twarze z Belmez

     Czy zdarzyło Wam się kiedyś, aby kanapka spadła posmarowaną stroną do dołu? Pewnie tak, ale czy zdarzyło się Wam, by masło zostawiło ślad, który wygląda jak ludzka twarz? No z tym już mógłby być spory problem. Chociaż, ku waszemu zaskoczeniu, notka nie będzie ani o zadziwiającym zjawisku, jakim jest spadanie kanapki masłem w dół, ani o plamach z masła na podłodze. Moja notka będzie o twarzach pojawiających się samoistnie, a zaczęły się one pojawiać właśnie w kuchni.

Po lewej twarz mężczyzny, a po prawej uśmiechnięta twarz kobiety. http://sobreleyendas.com/wp-content/uploads/2009/02/belmez.jpg
      Pewnego pięknego, letniego dnia w 1971r. Maria Gómez, z małego miasteczka Belmez w południowej Hiszpanii, wróciła z zakupów. Rozpakowując zakupioną żywność, zauważyła plamę na swoim kamiennym piecu. Niezbyt przejęła się tym faktem, bo było to tylko zwykłe zabrudzenie w popadającym już w ruinę domu. Kilka dni później plama zaczęła przybierać rysy twarzy, która przypominała twarz mężczyzny. Jedno z dzieci pani Gómez postanowiło skuć wizerunek i zasklepić betonem. Wszystko było pięknie, ale kilka tygodni później, właśnie na nowym tynku, pojawiła się kolejna twarz. Postanowiono położyć w tym miejscu szybkę, a także udokumentować całe zjawisko, wzywając miejscowego fotografa. Zdjęcia wykazywały, że na plamie pojawiały się kolejne, dokładniejsze rysy twarzy, aż w końcu twarz zbladła i została wchłonięta przez wykładzinę.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

NFZ, czyli opuszczony szpital w Oleśnie

     Witajcie ludożercy. Wiem, wiem, znowu Temus i znowu duchy. Tak to już u mnie jest, że lubię tematy o nawiedzeniach, zjawach, duchach i im podobnych.

http://opuszczone.pl/galerie/olesno/05_08_14/001_olesno_szpital_ht.jpg
     Oto szpital w Oleśnie. Został zamknięty i porzucony na przełomie 1998 i 1999 roku, oficjalnie nie wiadomo, dlaczego tak się stało. Jak to w naszym kraju bywa, został opuszczony, a wraz z nim został porzucony także cały szpitalny sprzęt. Tylko dlaczego zostało to tak po prostu pozostawione? Przecież w tych czasach wszystko, co można zjeść, albo sprzedać nawet za ,,fajkę" jest kradzione i opychane. Dotarłem do kilku ciekawych informacji w internetach.

piątek, 13 czerwca 2014

Jak rozpoznać czarownicę? Poradnik.

     Doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, że czarownice są źródłem wszelkiego zła, a przynajmniej znacznej jego części. Tak z grubsza czterech dziewiątych. Żeby uniknąć nieprzyjemnych skutków ich zbrodniczej działalności należy jak najszybciej rozpoznać je i zneutralizować. Przecież nie chcemy, by odebrały naszym lodówkom mleko, sprowadziły klątwę pryszczy albo, co gorsza, klątwę przybierania na wadze. Tak, tak, potrafią to, to i jeszcze więcej. Dlatego w trosce o Wasze zdrowie i życie postanowiłam zrobić mały poradnik. 

1. Wygląd.
Słyszeliście pewnie, że czarownice są rude. Z moich badań wynika, że kolor włosów nie ma znaczenia, a zresztą, w obecnych czasach, gdy lwia część kobiet farbuje włosy... Czarownice są podstępne – wcale nie mają zrośniętych brwi, zielonych oczu, brodaweczek, kartoflowatego nosa, długich paznokci. Maskują się idealnie, a plotki, jakoby miały posiadać cechy wymienione powyżej, są rozpuszczane przez same czarownice w ramach dezorientowania przeciwnika. Jedynie jedna cecha stereotypowej czarownicy jest prawdziwa. Wiedźmy miewają trzeci sutek, którym karmią samego diabła. 

2. Otoczenie.
W dzisiejszych czasach ciężko znaleźć dobrej jakości domek na kurzej stópce, a nie jakąś chińską podróbę, chatki na skraju wsi też się przejadły, bo reumatyzm, bo zimno, bo mieszkanie w bloku wygodniejsze, no i więcej sąsiadów, którym można życie pozatruwać. Czarownice mogą być wszędzie tam, gdzie ludzie. Prosta zasada. Mogą udawać, że się izolują, ale tak naprawdę w prawdziwej samotni ich nie spotkacie. Czarownica nie pustelnik, ludzi męczyć musi. 

3. Zwierzęta.
Ponieważ utarł się przesąd, że wiedźmy mają czarne koty, które przynoszą pecha, a czasem mieszka w nich nawet diabeł, wiedźmy hodują koty białe. Wyjątkiem jest Wielka Brytania – tam biały kot jest zły, dlatego czarownice mieszkają tam z kotami czarnymi. Widzicie, ile w ich działaniach jest perfidii! 


4. Dieta.
Masz sąsiadkę, która przepada za kuchnią francuską? Uważaj, to może być wiedźma! Żaby i ślimaki zawsze były składnikami wielu dań kuchni czarowniczej, a zawsze mniej podejrzeń wywołają żabie udka w potrawce niż duszone wstężyki ogrodowe uzbierane pieczołowicie na łące obok dworca. Pamiętaj, by nigdy nie zapraszać wiedźmy na wspólne wędkowanie – ani się obejrzysz, a wyżre Ci całą pinkę z pudełka!

5. Kościół.
Wbrew powszechnej opinii wiedźmy z wielkim ulubowaniem odwiedzają wszelkie Kościoły, zwykle na tę okazję przywdziewają różnobarwne berety. Kochają plotkować, sprawiać, że księża jąkają się podczas modlitwy, a przyzwoici ludzie nie mogą się należycie skupić podczas nudnego kazania. Czarownice dobrze wiedzą, że pod latarnią jest najciemniej.

6. Sposoby na zdemaskowanie.

1) Zawsze możesz wrzucić czarownicę do wody i zobaczyć, czy pływa, czy tonie. Jeśli pływa, to znaczy, że mieszkacie na pojezierzu i tu każdy umie pływać lub macie dużo basenów w okolicy, a jeśli tonie, to znaczy, że albo nie jest wiedźmą, albo udaje. W każdym razie, z tego testu niewiele wynika, dlatego odradzam jego stosowanie. 

2) Obserwuj dokładnie osobę podejrzaną. Sam poznasz, że coś jest nie tak. Wiem, wiem, mega odkrywczy sposób.

3) Czarownica zawsze pierwsza pcha się do wózeczka/łóżeczka, by zobaczyć małe dziecię. Na pewno chce rzucić uroki lub przywołać jaką mamunę.

4) Słuchaj, czy czarownica mówi do siebie. A jeśli mówi, to słuchaj, co mówi. Jeśli złorzeczy, to znaczy, że jesteś w Polsce. 

5) Porozmawiaj z osobą podejrzaną. Czarownice ociekają wręcz słodyczą, ale jest ona tak sztuczna, jak większość parówek w Biedronce. 

6) Jeśli podejrzana jest teściowa lub zła starsza siostra, prawdopodobieństwo, że jest czarownicą wzrasta o osiemdziesiąt procent.

7. Zdemaskowałeś czarownicę.
Co teraz?
Ucieeekaj!
Albo skontaktuj się ze mną. Bardzo chętnie pomogę.



Tak na dole jeszcze napiszę, że notka ta ma charakter żartobliwy. Jak dla mnie jasno wynika to z jej treści, ale różni ludzie kręcą się w internetach.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Odbiór, czy jest tam kto? – Sygnał WOW!

      W naszej zwykłej codzienności często spotykamy się z niecodziennymi ,,dowodami" na istnienie pozaziemskich cywilizacji. Spotykamy się z osobami, które widziały ufo, były porywane i gwa... badane przez kosmitów. Przeglądając prasę możemy dowiedzieć się o nowych kręgach czy piktogramach w zbożu prostego rolnika, jakim jest pan Edek. Czy to tak naprawdę solidne dowody na potwierdzenie ,,ich" istnienia?

Wykonany był bardzo dawno temu i jakość może nie powalać.
     Z kosmosu docierają do nas różne sygnały, najczęściej kosmiczny szum. Piętnastego sierpnia 1977 roku pan J. R. Ehman odczytując wydruki sygnałów odebranych przez teleskop Big Ear w Delaware (Ohio), natknął się na ciąg ,,6EQUJ5". Co to oznacza?

     Odczyt ten wskazywał na sygnał prawie trzydziestokrotnie silniejszy niż zwykły kosmiczny szum. Naukowcy ustalili, że nadszedł z poza układu słonecznego, najprawdopodobniej z gwiazdozbioru Strzelca z okolic grupy gwiazd Chi Sagittarii. Sygnał tak bardzo zszokował naukowca, że ten napisał na czerwono duże WOW, od którego nazwano ten właśnie sygnał. Do tej pory to najmocniejszy dowód na to, że kosmici istnieją. Czy wiedzieliście o tym sygnale? 



źródła:
http://innemedium.pl/wiadomosc/slynny-sygnal-wow-odebrany-trzy-dekady-temu-mogl-pochodzic-miedzygwiezdnej-latarni
http://strefatajemnic.onet.pl/ufo/odebralismy-sygnal-od-obcych/3h5g1
http://pl.wikipedia.org/wiki/Sygna%C5%82_Wow!