poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Wspaniałe amulety, skuteczność gwarantowana!

     Przeglądałam sobie jakiś czas temu ofertę pewnego sklepu ezoterycznego (nie pytajcie). Rzuciłam oczami (jednym okiem źle mi się czyta) na amulety. Talizmany też można kupić, ale wbrew pozorom to nie to samo, co amulety, ponieważ te pierwsze mają za zadanie przyciągać dobre zdarzenia, a drugie chronić przed złem. Czy wiecie, że tylko za dwanaście złotych możesz zacząć osiągać sukcesy w nauce lub zapewnić ochronę swojemu samochodowi?

Moja wersja amuletu. Napisane na ręce pewnie dodaje jeszcze więcej many.

     Amulety, o których mówię, to skrypty runiczne wykonane na szkle, można te cuda zamocować praktycznie wszędzie, to takie praktyczne. Są mniejsze nawet od pudełka zapałek, dlatego dyskretne i nie ma możliwości, że nie będzie dla nich miejsca. Cała magia kryje się w tajemniczych runach. Dzięki nim możesz poradzić sobie praktycznie ze wszystkim – z chorobami, miłością, szkołą, pracą, chronić dom, samochód, zyskać pieniądze, uciec przed czarną magią...

http://as2.pl/amulet-ochronny-domu-runy-p-921.html

     Tak. Kilka kresek na szkle ma mieć wpływ na otaczający nas świat. W takim razie dlaczego nie mogę napisać sobie na drewienku ,,dużo mang pieniądze szczęście dobre oceny" i nosić w kieszeni? Przykładowo, napis na amulecie miłości brzmi mniej więcej tak ,,dar współpraca/sprawiedliwe prawo/koń kobiecość rodzina/dom". Dlaczego w takim razie ludzie wybierają runy? Mnie przypomina to trochę wierzenia dawnych polskich chłopów, którzy zazwyczaj nie potrafili pisać i czytać, dlatego traktowali pismo z nabożną czcią i często nosili kartki z napisami, które miały pełnić rolę amuletów i talizmanów. Kartki ze słowami w obcych językach miały jeszcze silniejsze działanie. Niezrozumiałe, tajemnicze – zupełnie inaczej czyta się horror, w którym bohaterka ma na imię Wiesia i Kate. 


     Magiczne symbole, runy... Na pewno działają. Kilka kresek wpływa na moje oceny. Kilka kresek zapewni mi miłość. Kilka kresek ochroni mnie przed czarną magią. Oh wait, akurat w tym ostatnim przypadku wszystko możliwe. Prościej zrzucić wszystko na kilka kresek niż się postarać, ale często amulety to takie dmuchanie na zimne.

http://www.lapidarium.pl/pl/oa.htm
To dopiero mocarny amulet :D

     Co powiecie? Może zaopatrzycie się w takie amulety? A może wybieracie moją wersję amuletu?


piątek, 22 sierpnia 2014

Bestiariusz słowiański – recenzja

     Przeciętny człowiek, zapytany na ulicy, może opowiedziałby nam coś o wierzeniach dawnych Greków i Rzymian, może nawet wiedziałby co nieco o religii Celtów, a gdyby był młody (lub młody duchem), a w dodatku jeszcze fanem fantastyki, powiedziałby coś o mitologii nordyckiej. Ale czy ktokolwiek wiedziałby coś o wierzeniach naszych własnych przodków? Na szczęście ostatnio dostrzegam wzrost zainteresowania dawnymi wierzeniami Słowian, co mnie, jako osobę, która jest ich maniakiem, bardzo cieszy. Z radością kupiłam więc ,,Bestiariusz słowiański, czyli rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach". Zagłębmy się więc w świat dawnej magii...



     Autorami tego zbioru wszelkich ponadnaturalnych stworzeń, w które wierzyli dawni Słowianie, są panowie Paweł Zych i Witold Vargas, znani jako rysownicy komiksowi. Nie dziwi więc, że pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy po otwarciu ,,Bestiariusza", są ilustracje. Każdemu stworzeniu poświęcone zostały dwie strony – jedna zawiera jego opis, a druga to całostronicowy rysunek. Rysunki zapierają dech w piersiach swoją pomysłowością i nierzadko potwornością. Mogę tylko pozazdrościć wyobraźni autorom, którzy nawet krasnoludki i błędne ogniki potrafią przedstawić w tak niepokojący sposób. Bardzo łatwo odróżnić ilustracje rysowane przez obu autorów, mnie bardziej do gustu przypadły te autorstwa Witolda Vargasa, są bowiem dokładniejsze, ale to właśnie tylko rzecz gustu. 


     Nieco gorzej przedstawia się treść właściwa zbioru. Boli mnie to, że nikt nie pomyślał o wyjustowaniu tekstu, ale cóż. Bardzo interesuje mnie, jakimi kryteriami kierowali się autorzy, wybierając stworzenia do ,,Bestiariusza". Anioły, diabły, duchy, fajerman, a nawet te nieszczęsne krasnoludki. Moim zdaniem nie powinny one w ogóle znaleźć się w tym zbiorze, ale autorzy do tematu podeszli bardzo szeroko i nierzadko można się zdziwić, co też zakwalifikowano do słowiańskich potworów. Opisy, często dowcipne, są też często dość lakoniczne, ponieważ, niestety, informacji o wielu z opisanych stworzeń jest bardzo niewiele, i tak podziwiam autorów, że czasami dali radę tyle wycisnąć z tak niewielu źródeł. 

     Książka wydana została w twardej oprawie, papier jest gruby, tylko to niewyjustowanie drażni oczy, ale to w końcu BOSZ, więc mogło być gorzej. 

     Każdemu, kto interesuje się wierzeniami Słowian oraz różnymi mitologiami w ogóle, przydałby się na półce taki ,,Bestiariusz". Brakowało do tej pory jakiegoś przystępnego zbioru wszystkich tych stworzeń, które zatruwały życie naszym przodkom, a stworzeń tych było naprawdę wiele. Trzeba tylko użyć mentalnego sita, bo w tej książce stworzeń tych jest jednak nieco zbyt wiele. ,,Bestiariusz słowiański" to niejedyne dzieło duetu Zych&Vargas, którzy zauroczeni polskim folklorem napisali (albo raczej ,,narysowali") również ,,Duchy polskich miast i zamków", czyli przewodnik po wszelkich nawiedzonych miejscach, która to książka jest jeszcze godniejsza polecenia niż ,,Bestiariusz". Pracowali też przy ,,Księdze smoków polskich", a Paweł Zych dodatkowo przy ,,Legendach zamków karpackich". Te cztery książki tworzą na swój sposób integralną całość i myślę, że miłośnik polskiej kultury i dawnych wierzeń nie może się obyć bez tej kolekcji na półce. 



Tytuł: ,,Bestiariusz słowiański, czyli rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach"
Autorzy: Paweł Zych i Witold Vargas
Wydawnictwo: BOSZ

Moja ocena: 7,5/10


Recenzja krótka, ale naprawdę ciężko by było mi napisać o tej książce coś więcej. 


poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Głęboko aż do piekła – jezioro Sobołcho

     Wiem, że właśnie czytasz tę linijkę tekstu, to nie jest nic dziwnego. Teraz posłuchaj mnie i spojrzyj przez okno. Na dworze (żadnym polu!) jest piękna pogoda! 45 stopni w cieniu, brak jakiegokolwiek znaku ruchów powietrza, wszystkie ćwierkające ptaki odleciały do Afryki, bo nawet tam jest zimniej. I wiesz co? Jest idealna* pogoda, aby pojechać nad jakieś fajne jezioro. Dziś wspólnie ,,pojedziemy" nad jezioro do pięknej, wspaniałej, przecudownej Rosji!**

Z prywatnych temusowych zbiorów.
     Nie ma chyba nikogo w Buriacji, republice autonomicznej znajdującej się we wschodniej Syberii, kto by nie słyszał o jeziorze Sobołcho. W krainie wiecznej zmarzliny znajduje się niewielki zbiornik wodny, mający tylko 30 metrów średnicy. Od północy wpływa do niego strumyk, wlewając 220 litrów wody na sekundę. Zalew można obejść przez niecałe pół godziny, ale nie to jest tutaj najbardziej interesujące. Zalew został  okrzyknięty przez miejscowych ,,siedliskiem strachu". Zapytacie: czemuż to?

http://www.banzaj.pl/pictures/roznosci/jezioro_sobolcho_anomalia_geologiczna_czy_siedlisko_zla/jezioro_sobochlo_08.jpg
     O powstaniu jeziora krąży legenda, która mówi, że pewien Temudżyn cisnął włócznią w jednego ze swych generałów. Żołdak zrobił jednak unik, a włócznia zaczęła wbijać się w ziemie, aż po chwili z małego otworu trysnęła woda.

     Wyraz ,,sobochło" z pochodzi z języka mongolskiego i oznacza ,,bezdenne". Ktoś trafnie nazwał ów zbiornik, bo nawet dziś uczeni mają problem z wymierzeniem dokładnej głębokości jeziora. Wokół niego dzieją się dziwne rzeczy: śmiałkowie, którzy odważyli się wejść do jego wód znikają, tak samo dzieje się ze zwierzętami gospodarczymi. Uznano, że zaginieni się potopili, jednak ciał ludzi nie odnaleziono. Co więcej, ciała zwierząt hodowlanych podobno pojawiają się w zbiornikach nieopodal. Pośrodku jeziora woda staje się różowa. Wierzy się, że to dusze zmarłych proszące o pokutę i chcące odnaleźć spokój wieczny. Miejscowa ludność zakazuje swoim potomkom hasać beztrosko w okolicach akwenu, żaden śmiałek nie zapuścił się nigdy na środek jeziora.

     Dziwne opowieści o jeziorze Sobołcho zainteresowały w końcu badaczy z Rosyjskiej Akademii Nauk, którzy wierzyli, że w historiach opowiadanych przez tubylców może kryć się ziarnko prawdy. Naukowcy, w których skład wchodził mikrobiolog prof. Bajar Bajasarajew, biolog Darima Barchudowa, chemik Wieczysław Chachinow i geograf Endon Garmajew postanowili zbadać zbiornik w 2001 roku. 

http://www.banzaj.pl/pictures/roznosci/jezioro_sobolcho_anomalia_geologiczna_czy_siedlisko_zla/jezioro_sobochlo_04.jpg
     Miejsce badań nie wyglądało na zbyt przyjemne, nie było zbyt wiele roślinności i dookoła panowała cisza. Po dokładnych oględzinach woda wydawała się być czarna, w dotyku była lodowata. Ekspedycja wyruszyła pontonem na środek jeziora. Za burtę zrzucono urządzenie pomiarowe. Po chwili głębokość wynosiła 4 metry, następnie 9, a potem 10 metrów. Wraz z przemieszczaniem się załogi w kierunku centrum, głębia rosła. Na środku jeziora głębokość wyniosła 13 metrów. Dla tak małego jeziora, taki pomiar to coś nierealnego. Popłynięto pontonem w stronę wschodniego brzegu, a później sprawdzono odczyty. Okazało się, że akwen nie ma dna! Lina do mierzenia głębokości wynosiła tylko 20 metrów. Jeziora występujące na tej szerokości geograficznej nie przekraczają 5 metrów głębokości.

A co Wy sądzicie o tym fenomenie?
Czy według Was da się to wytłumaczyć? ***
Czy to możliwe, że jezioro sięga aż do piekła?
A może to szaraki wybudowały tam podwodną bazę?
Piszcie! :D


 __________________________________________________
* - Warunki pogodowe mogą się różnić w dniu czytania i w dniu pisania posta.
** - Daleko jechać nie trzeba, Rosja graniczy z kim chce :)
*** - Wszystko można racjonalnie wyjaśnić, nie będę jednak wam psuł zabawy szukania w Google.
(Pułkownik jest zły za takie zostawianie niedosytu, ale niech już będzie.)
Źródła:

piątek, 15 sierpnia 2014

Odnaleźć ciszę – Miasto Ordos-Kangbashi

     Czy zdarzyło Wam się kiedyś, że chcieliście uciec? Być samemu, porzucić doczesny świat lub całą miejską manufakturę? Chcieliście uciec gdzieś na wieś, gdzieś, gdzie jest cisza, gdzie nie ma natrętnych sąsiadów ani niechcianych znajomych? Nie chcieliście jednak porzucać miejskiej wygody. Marzyliście kiedyś, aby przejść się ze swoją drugą połówką po mieście, gdy nigdzie dookoła nie ma ludzi? Wasze marzenie może się spełnić!

http://cdn.c.photoshelter.com/img-get/I0000hdPdskK0XBE/s/900/900/china-new-city125.jpg
     Miasto Ordos-Kangbashi ma powierzchnię 355 km2 i leży w Mongolii Wewnętrznej. Zaprojektowano je z myślą o milionie, a nawet o półtorej milionowej populacji miasta. Miasto ma piękne osiedla mieszkaniowe, wielkie, zadbane i malownicze parki, aleje i skwery, a także bogate centra handlowe. Nie zabrakło tutaj rozrywki kulturalnej: powstały teatry, opery i wspaniałe kina. Wielkie możliwości mieli też obywatele, którzy chcieli się kształcić, bo mieli możliwość uczęszczania na wyższe uczelnie, bez potrzeby wyjeżdżania za miasto. Wykwalifikowana kadra mogła pracować w miejscowych zakładach aut i wielu spółkach. Można by powiedzieć, że to miasto jest idealnym miejscem na ziemi.

http://i.dailymail.co.uk/i/pix/2012/07/24/article-0-1430A826000005DC-76_964x642.jpg
http://www.philipgostelow.com/gallery/large/China_Ordos_Kangbashi-29.jpg
http://i5.asn.im/ordos-kangbashi-real-estate-bubble-urban-empty-china-_td9j.jpg
     Po odkryciu ogromnych złóż węgla, władze Chin postanowiły w 2004r. wybudować wielką metropolię na odludnym terytorium. Co dziwnego jest jednak na zdjęciach powyżej? Przyjrzyjcie się uważnie! Tak, prawie wcale nie ma na nich ludzi. Miasto stworzone z myślą o milionie mieszkańców, zamieszkiwane jest tylko przez około 30 tysięcy ludzi. Dlaczego?

http://ocdn.eu/images/pulscms/NGE7MDMsMmU0LDAsMSwx/723d14e030c93f7f99504bc390554def.jpg
http://ocdn.eu/images/pulscms/MzI7MDMsMmU0LDAsMSwx/ecaefe3a0609d12f69ee0bfcaa0180ea.jpg
     Budowę miasta spowodowało wydobycie węgla i nadwyżka cen mieszkań w państwie środka. Zbudowano wiele metropolii, wydano spore sumy, jednak brakuje chętnych, którzy przenieśliby się z małych wiosek, do wielkich miast. Szacuje się, że około 350mln ludzi musiałoby przenieść ze swoich włości na blokowiska i domki we wszystkich chińskich miastach widmach.

     Chcielibyście zamieszkać w takim mieście? Może chociaż przejść się po takim? Lubicie mieszkać w mieście, czy wolicie spokojną chatkę na wsi u babci? Cenicie sobie ciszę, czy wolicie jak coś się wokół was dzieje? Piszcie!

Niedługo polskie miasto widmo :)

Źródła:

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Mroczne (w zamierzeniu) zdjęcia

     Coś za dużo liter na tym blogu ostatnio, wiadomo, że ludzie wolą patrzeć na obrazki, a nie przez jakieś gąszcze trudnych treści naszpikowanych datami się przebijać. Dzisiaj będzie luźniejsza notka, prezentuję kolejną porcję zdjęć, które w zamierzeniu miały być mroczne. Sami oceńcie, czy mi wyszły. 


Wyobraź sobie, że budzisz się, a tam taki widok. Brrrr. Stół operacyjny i szalony lekarz?

piątek, 8 sierpnia 2014

Why so Syriusz? Legenda plemienia Dropa.

     Witam ludożerców, zdaję sobie sprawę, że notki trochę naukowe i te o kosmitach cieszą się mniejszą popularnością od innych. Być może to nie notki, a tematy jakie wybieram (albo to moja wina)? Łatwo mi jest znaleźć tematy o duchach i nawiedzeniach, o spotkaniach z UFO i tym podobnych, ale ciężko wyszukać jakąś żyłę złota, czyli ciekawy temat, łączący kilka zagadnień, temat niewyjaśniony po dziś dzień. Ta notka jest połączeniem tajemnicy, kosmitów, archeologii i niewyjaśnionych wydarzeń, propagandy i domysłów. W tej notce przedstawię wam legendę dziwnego plemienia z Bajan-Kara-Uła. Zapraszam do czytania!

http://1.bp.blogspot.com/-SDh-qYCgE00/UMnlOV7T-yI/AAAAAAAAD9Q/sP1tbNkJhak/s1600/22-1.jpg
   Pewnego zaskakującego odkrycia dokonał profesor Chi Pu Tei, wraz z zespołem naukowców z Chińskiej Akademii Nauk, w 1938 r. Badając jaskinie w górach Bajan-Kara-Uła, badacze natrafili na dziwne malowidła na ścianach. Po głębszej analizie okazało się, że to nie jedna jaskinia, tylko cała sieć jaskiń. Znaleziono w niej szeregi dziwnych grobów, a wraz z nimi pochowanych aż 716 kamiennych dysków, przypominających płyty winylowe, o ok. 30cm średnicy każdy. Znaleziska posiadały w środku otwory oraz rowki na całej powierzchni. Szkielety w grobach nie przypominały jednak jakiegokolwiek szkieletu człowieka.

http://oi53.tinypic.com/1494489.jpg
      Szkielety miały nieproporcjonalnie duże głowy, a maksymalny wzrost właścicieli tych kości wynosił jedynie 1,2m. Szczątki należały do tz. ,,plemienia Dropa", ludu, który według legendy przybył na naszą planetę z gwiazdozbioru Syriusza.

     Po dokładniejszym przebadaniu dysków ustalono, że rowki na ich powierzchni to żłobienia lub znaki. Każdy z dysków był czymś w rodzaju książki, lecz w obecnych czasach nikt nie był w stanie tego odczytać. Artefaktów nie uznano za coś niezwykłego, więc złożono je z resztą znalezisk z tamtej okolicy, na około dwadzieścia lat. Dopiero w 1962 roku kod prawdopodobnie złamał doktor Tsum Um Nui i odczytał historię zapisaną na nośnikach. Faktem tym podzielił się tylko z najbliższymi przyjaciółmi. Nie wszyscy byli jednak zachwyceni odkryciem, Pekińska Akademia Nauk zakazała doktorowi publikowania jakichkolwiek prac związanych z dyskami.

     Po czterech latach zmagań prawniczych, pozwolono jednak doktorowi Tsun Um Nui'emu opublikować jego wyniki badań. Historia zapisana na dyskach miała opisywać dzieje przybyszyów z gwiazdozbioru Syriusza, którzy przybyli na Ziemię około 12 tysięcy lat temu i utknęli tu, ponieważ ich statki uległy uszkodzeniu. Wielu z nich zostało zabitych przez tubylcze plemię Han, które prawdopodobnie nie zrozumiało, że obcy mielo pokojowe zamiary.
Dropa przybyli z chmur w swych powietrznych statkach. Przed zachodem słońca nasi mężczyźni, kobiety i dzieci skryli się w jaskiniach dziesięciokrotnie. Kiedy poznali język znaków Dropa, uświadomili sobie, że nowoprzybyli mają pokojowe zamiary.
     Grono naukowe jednak nie przyjęło opublikowanych informacji zbyt entuzjastycznie, doktor Tsun Um Nui został wyśmiany i przylepiono mu etykietkę naukowca, który postradał zmysły. Oburzony wyjechał do swojej rodzimej Japonii i żył tam aż po kres swych dni.

     W odludnym miejscu, jakim są góry Bajan-Kara-Uła, ponoć nadal mieszkały plemienia Han i Drop. Ci drudzy mieli maksymalnie 120cm wysokości i według ekspertów, nie byli ani ludem chińskim, ani tybetańskim, ani indyjskim.

     Tak głosi legenda.

     To jest tylko legenda, dzisiaj niewiadomo, czy owe dyski istniały naprawdę, w każdym razie zaginęły. Oficjalnie nikomu poza doktorem Tsum Um Nui nie udało się rozszyfrować zawartych na nich wiadomości, o ile takowe wiadomości istniały. Nikt nie znał przeznaczenia kamiennych dysków. W Chinach archeologowie często znajdują kamienne dyski (dyski Bi) wraz z ciałami w sarkofagach, nie wiadomo jednak, jakie przeznaczenie miały owe znaleziska.

     A co Wy o tym sądzicie? Wierzycie, że w starożytności odwiedziła nas jakaś obca cywilizacja? Znacie jakieś ciekawe legendy z UFO? Jakieś ciekawe legendy tak w ogóle znacie? Piszcie!

Źródła:

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Jak zostać współczesną czarownicą?

     Chcesz wyróżnić się na tle pochłoniętego przyziemnymi myślami motłochu? Czujesz się inna, niezrozumiana, wiedząca więcej? Doskonale! Ten krótki przewodnik jest właśnie dla Ciebie. 

piątek, 1 sierpnia 2014

Kilka propozycji na wakacyjną podróż

   Poniedziałkowy post nie ukazał się z powodu upałów i suszy. Przepraszamy.

     Wakacje to pora wyjazdów z przyjaciółmi, rodziną, a nawet z sąsiadami. Chociaż niektórzy siedzą w domu, inni wybierają się w podróż głodni wrażeń i ciekawych wspomnień. Jeżeli chcecie poczuć trochę adrenaliny i lekki dreszczyk, odwiedźcie jedno z miejsc poniżej (najlepiej o zmroku, hihi).

Komisariat policji w Konstancinie-Jeziornej

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/d/d8/Poland._Konstancin-Jeziorna_138.JPG
     Konstancin-Jeziorna to miejscowość uzdrowiskowa,  znajdująca się niedaleko naszej pięknej stolicy – Warszawy. Można tu spotkać wiele zabytkowych budynków, m.in. nieczynną już Komendę Policji, mieszczącą się na ulicy Niecałej. Nieczynnej już, bo policjanci tam pracujący nie mogli więcej znieść tego miejsca. Ciągle słyszeli kroki, jakby ktoś chodził na nieużywanym przez policjantów, drewnianym piętrze. Słychać było jak ktoś porusza się po pokojach, a następnie schodzi po drewnianych schodach. Potem dźwięk się urywał.

     Budynek byłych służb porządkowych ma ponad 80 lat. Jak twierdzą mieszkańcy Konstncina-Jeziornej, kiedyś obiekt używany był przez służby NKWD oraz UB. Drewniane piętro było prawdopodobnie używane do przesłuchiwania więźniów politycznych. Wiadomo też, że pustostan nawiedzany jest przez mężczyznę w mundurze, ducha, którego mundur nie pasuje do żadnej stacjonującej tam jednostki.
Źródło:

Zamek w Ogrodzieńcu

http://zamki.net.pl/zamki/podzamcze/ogrodzieniec07.jpg
    O Podzamczu Zamku w Ogrodzieńcu, a właściwie o jego ruinach, krąży wiele różnych legend. Najpopularniejsza chyba jest opowieść o Czarnym Psie, ale poczytać możemy także o dwóch braciach, o pięknej Olimpii", zamkowej studni oraz żelaznych drzwiach. Ja jednak wybrałem tą najpopularniejszą, jeżeli będziecie chcieli, mogę opisać wszystkie, ale to w osobnym już poście :)

     Według legendy, co noc w zamku słychać pobrzękiwania łańcucha. Spotkać tam można wielkiego, czarnego niczym noc, psa. Pilnuje on podzamcza. Skąd się wziął? Otóż legenda sięga odległych czasów, a dokładniej XVII wieku, kiedy w posiadanie zamku wszedł niejaki Stanisław Warszycki. Był on wspaniałym gospodarzem, dbał oczywiście także o rozwój rzemiosła oraz tortur! Zapytacie pewnie CO? Tak, krążą historie, że waćpan Staszek był bardzo okrutnym człowiekiem i lubował się w torturowaniu innych, nawet za byle błahostkę. Najokrutniejszy miał być dla swoich żon, jedną wychłostał na oczach poddanych, a drugą, według legendy, zamurował żywcem w zamku. Za swoje czyny jeszcze za życia został pojmany do piekła przez samego diaboła! Teraz wraca pod postacią ogromnego, kudłatego, czarnego psa aby pilnować swojego zamku oraz ukrytych w nim kosztowności.
Źródło:
 

Psychiatryk w Owińskach

http://s3.flog.pl/media/foto/3889269_opuszczony-szpital-psychiatryczny-w-owinskach.jpg
     Budynek szpitala psychiatrycznego pierwotnie należał do krzewicieli wiary chrześcijańskiej, do zakonu cystersów. Jakiś czas później, w 1838 r. obiekt przekształcono w lecznicę dla chorych umysłowo. Jednak nie wszystkim się to spodobało, zakład został zlikwidowany w 1939 r., kiedy było w nim około 1000 chorych, przez poddanych Füchrera. Dorośli zostali wywiezieni do pobliskiego lasu, a następnie masowo rozstrzelani przez Hitlerowców. Dzieci miały mniej szczęścia, trafiły do fortu VII w Poznaniu, a tam zostały zagazowane spalinami samochodowymi.

     Co jest jednak niezwykłego w tym budynku? Tego nie da się tak naprawdę opisać. Relacje zwiedzających informują nas, że czasami można zobaczyć dym spalin unoszący się wokół pustostanu. W środku, już nie jest tak kolorowo. Słychać kroki, szuranie metalowych łóżek, a przede wszystkim płacz dzieci. Odczuwanych uczuć ciarki, ciągłych spojrzeń na sobie i dziwnego chłodu nie da się przedstawić w formie pikselowych literek, to musicie już sprawdzić sami.
Źródło:

Droga nr 875

http://ddmg.strefa.pl/droga%20875%20foto.jpg
     Droga wojewódzka nr 875 ma ok. 76km długości i łączy aż cztery miasta: Mielec, Leżajsk, Kolbuszowa, Sokołów (tatar z Sokołowa? D:). Co niezwykłego jest w tej drodze? Na drodze przy której stoi niezliczona ilość krzyży upamiętniających liczne wypadki samochodowe, spotkać można duchy oraz autostopowiczy widmo.

     Kierowcy jadący drogą, widują na poboczu zakrwawioną dziewczynkę, która pojawia się nawet w czasie dnia. Czasem w samochodach na tylnych siedzeniach ma pojawiać się panienka z różańcem i po chwili znikać. Przy drodze, poza krzyżami stoi przedwojenna kapliczka. Wokół niej krąży legenda, mówiąca o pojawiającym się duchu poległego żołnierza, poległego właśnie przez strzał, którego kula odbiła się od kapliczki. Ekipa badająca drogę nie napotkała duchów, jednak na jednym ze zdjęć widać dziwny zarys postaci.
Źródło

A co Wy sądzicie o tych wszystkich miejscach?
Czy to tylko głupie, wymyślone historyjki?
Czy według was, duchy istnieją?
Wybierzecie się w którejś z nich na wakacje?
Znacie jeszcze jakieś nawiedzone miejsca?
Piszcie! (nawet tutaj)