Strappado
Następne, co Wam przedstawię, to strappado, znane również jako wahadło. Zapewne pierwsze, co wam przychodzi do głowy, to człowiek wiszący na sznurze. I bardzo dobrze, bo na tym to właśnie polegało! Ale żeby nie było zbyt nudno (no bo co to jest, człowiek po prostu wiszący na sznurze) zawieszenie tego człowieka było dość specyficzne. Ofierze najpierw wykręcano ręce do tyłu, a później – zawiśniem bo uśniem! Wiązało się to z zerwaniem mięśni i więzadeł (a wy wszyscy narzekacie na naciągnięte mięśnie), co sprawiało dotkliwy ból, a czasami także naszemu wisielcowi pękała skóra (więc i trochę krwi mogło się nadarzyć). Czasami dla wzmocnienia efektu w gratisie dostawało się obciążenia na nogi – zapewne sami domyślacie się w jakim celu.
|
http://i112.photobucket.com/albums/n194/
inkwizycja_religia/gruszka1.png |
Gruszka
Lubicie gruszki? Ta na pewno nie przypadnie wam do gustu. To urządzenie zmyślne i dość proste w użyciu. Część, która najbardziej przypomina jakże smaczny owoc, była wkładana w otwory ciała – oczywiście nieprzypadkowe. Dla ludzi, którzy byli posądzani o bluźnierstwo, tortura miała wersję doustną, dla kobiet oskarżonych o stosunki z szatanem lub jego podopiecznymi, była wersja dopochwowa, a dla homoseksualistów i winnych zbrodni sodomii – doodbytnicza. A całość polegała na tym, że kiedy już nasza gruszka trafiła w odpowiednie miejsce, osoba wykonywająca wyrok kręciła uchwytem i urządzenie niczym kielich kwiatu otwierało się wewnątrz człowieka. Efektem był ból i rozrywanie tkanek.
Nabicie na pal
Kto zgadnie, na czym to polega? Co, nikt nie wie? No dobra, dobra, już się nie wygłupiam (powiedzmy). Tortura prosta jak kij od miotły ;) Ogólnie działało to na zasadzie szaszłyka z człowieka. I potrzeba tylko dwóch składników! Dobra, już będę poważna, te żarty robią się niesmaczne. Przygotowany pal, z dobrze zaostrzoną jedną stroną, był kładziony między nogami naszego wybrańca. On sam miał związane nogi, które sznurem przywiązane były do zwierząt. Zwierzęta ciągnęły go kawałek, tak, coby się dobrze nadział, a później zostawały uwolnione. Nasza ofiara, z palem wsadzonym w mniej szlachetny koniec pleców, po nadzianiu był stawiany do pionu. No i tu grawitacja robiła swoje. W zależności od organizmu i tego, jak bardzo zostają uszkodzone części wewnętrzne, taki człowiek na tym palu żył nawet 3 dni. Czasami, dla zaostrzenia kary (albo większego widowiska, jak kto woli) nasz nabity na pal kolega zostawał smarowany czymś łatwopalnym i podpalany (i tu nastąpiłoby kolejne niesmaczne porównanie, ale już je sobie podaruję, żeby mysza mnie przypadkiem stąd nie wywaliła).