niedziela, 27 października 2013

Zdumiewający przypadek nauczycielki i jej sobowtóra

     Chyba każdemu przemknęła kiedyś przez głowę myśl, że fajnie byłoby móc być w dwóch miejscach jednocześnie. Taki klasyczny klasyk, jeśli chodzi o marzenia. Tymczasem osoba, która miała swojego sobowtóra, straciła przez niego pracę. No cóż. Co ciekawe, w Internecie praktycznie nie sposób znaleźć o tej osobie informacji, a to zdarza się niezwykle rzadko i samo w sobie stanowi wystarczający powód, by zainteresować się przypadkiem tej kobiety.

     Pewien amerykański pisarz, przebywając w Londynie, usłyszał intrygującą historię od młodej Niemki, zainspirowało go to do napisania powieści. Miało to miejsce dokładnie sto sześćdziesiąt lat temu. Jakaż to była historia? Jej główną bohaterką była francuska nauczycielka, Emilia Sage, a raczej jej sobowtór. Kobieta miała trzydzieści dwa lata i właśnie zaczęła pracować w łotewskiej pensji Neuwelcke dla wysoko urodzonych panien. Emilia była bardzo szczupła i wysoka, miała jasną skórę, kasztanowe włosy i niebieskie oczy, uczennice określały ją jako miłą i sympatyczną, również inni nauczyciele i kierownictwo szkoły mieli o niej dobre zdanie i byli zadowoleni z jej pracy. Jak to się więc stało, że obecność tej inteligentnej i pracowitej kobiety zaczęła wywoływać grozę?

http://z.mhcdn.net/store/manga/1455/028.0/compressed/nurarihyon_02.jpg?v=11223043363
A to inne sobowtóry - postacie z różnych serii czasem są niepokojąco do siebie podobne...
     Emilia Sage potrafiła przebywać w dwóch miejscach jednocześnie, a przynajmniej tak twierdziły uczennice. Początkowo traktowano to jako nieporozumienia, ale wkrótce okazało się, że Francuzka ma sobowtóra. Po raz pierwszy pojawił się on koło Emilii przed licznymi świadkami podczas lekcji, gdy nauczycielka stała przy tablicy, odwrócona tyłem do uczennic. Niespodziewanie tuż obok pojawiła się jej kopia, która wykonywała dokładnie te same ruchy, co Emilia. Potem wielokrotnie widywano sobowtóra, ukazywał się on za panną Sage podczas kolacji i naśladował jej ruchy wykonywane przy jedzeniu. Oprócz uczennic widziała go także obsługa. Emilia zapinała jej suknię jednej z uczennic, w pewnym momencie odwróciła się ona i w lustrze wiszącym nieopodal ujrzała dwie nauczycielki, obie pomagające się jej ubrać. Dziewczyna zemdlała ze strachu. 

niedziela, 20 października 2013

Piosenki jeszcze mhhhroczniejsze... Część 2

Uno!
Chciałam przeprosić szybko za spowodowanie tej przerwy na Ludożercy... Moja wina, bardzo wielka, bla bla... Skrucha moja ogromna lecz czas mnie goni więc na tym zakończę przeprosiny.

Sekundo!
Przepraszam, ze tak ukradłam temat Myszy ale naprawdę nie mogłam wymyślić nic oryginalnego. Na dodatek piosenki takie znane, WOW. Miejmy nadzieje, ze za 4 dni dostaniecie coś bardziej różnorodnego tematycznie ^^"
 Nie sprawdzam się, smutek wielki ;-;

San!
Przechodzimy do dzisiejszego posta dotyczącego Vocaloidów. Nie, redaktorom się to nigdy nie znudzi!

                                 

1. In a Rainy Town Baloons Dance with Demons

      Wydawać się może, że tekst nie ma większego sensu jednak wszystko staje się jasne po zapoznaniu z treścią piosenki jakby ,,uzupełniającej" - ,,Ward Room 305". Okazuje się, że mamy do czynienia z pewną historią.

       Otóż Miku pełni w tej opowieści rolę żony właściciela kwiaciarni. Małżeństwo się kłóci, prawdopodobnie z powodu swoich problemów finansowych. Zdesperowany mąż postanawia "pohandlować" ciałem żony i przyjmuje od jakichś mężczyzn pieniądze za jednorazowy gwałt. Właściciel kwiaciarni nie wytrzymuję pod presją złego uczynku i postanawia się powiesić. ,,Właściciel odszedł (The owner goes)". Miku mówiąc o balonie, w ,,Ward Room 305" wskazuje właśnie na wiszące ciało męża. Po tych wydarzeniach biedaczka wariuje i trafia do szpitala psychiatrycznego gdzie lekarze ,,nie dostrzegają (and they don't notice)" że Miku jest w ciąży (urojonej bądź prawdziwej, nie jestem pewna). Koniec taki, że dziewczyna zabija się ciosem widelca wymierzonym w brzuch.

     Ta piosenka jest dziełem autora znanego nam z poprzedniego postu ,,Musunde Hiraite Rasetsu to Mukuro" - Hachi'ego.

środa, 16 października 2013

Jakże mhrroczne piosenki... Część 1

       O Vocaloidach już się tu kilka razy pisało... Dzisiaj chciałabym zaprezentować Wam kilka śpiewanych przez nie bardziej znanych piosenek, które powszechnie uważane są za sthraszna i mhroczne. Mnie specjalnie o dreszcze nie przyprawiają, widać jestem już uodporniona (tak, tak, tchórzu, pocieszaj się), ale na pewno są niepokojące i mają specyficzny klimat. Kolejność zupełnie przypadkowa.


1. Musunde Hiraite Rasetsu to Mukuro 

      Można by rzec, że sztandarowa piosenka Ludożercy - w tylu wykonaniach i tyle razy była na liście utworów lecących w tle... Słodka Hatsune Miku jak zwykle w mrocznej piosence w tradycyjnych japońskich klimatach. Oficjalnie Otwórz Znów - Wampir i Zwłoki (bo tak wygląda jedno z tłumaczeń tytułu) opowiada o poczucie dyskomfortu i niewinności. Kiedyś przerażała mnie ta piosenka, najbardziej podobał mi się fragment Karpiowy proporzec odsłonił swój brzuch, narodziła się czaszka.

poniedziałek, 14 października 2013

O legendarnych strachach, czyli o Diable z New Jersey

Mam nadzieję, że nie pomyliłam znowu kolejności pisania postów. Mój temat o Spring Heeled Jack'u wydawał mi się trochę mało pasujący do Ludożercy. Udało mi się jednak znaleźć temat, który generalnie każdy zna, słyszał i wie więcej ode mnie, ale powiedzmy sobie szczerze - kryptydy są dość ciekawym tematem.


     Pierwsze doniesienia o Diable z New Jersey pochodzą z 1735 roku, jednak to w roku 1909 jeden z lokalnych amerykańskich dzienników - Philadelphia Evening Bulletin, opublikowało rycinę, która miała rzekomo przedstawiać potwora. 

     W ciągu zaledwie jednego tygodnia legendarna kryptyda była widziana była przez blisko dwa tysiące świadków!

     Diabeł porywał i mordował zwierzęta. Co więcej - stwór nie wahał się także atakować ludzi. Jak to jest z masową paniką, w szkołach odwoływano lekcje, pozamykano niektóre zakłady pracy, a ludzie nosa z domu nie wystawiali (u nas też by taki diabeł się przydał - przyp. pułkownika myszy).

czwartek, 10 października 2013

Coś, co trzeba zobaczyć – spis najbardziej nawiedzonych miejsc.

        Z góry przepraszam za małe ,,zawieszenie" Ludożercy, wena lubi uciekać. Z racji tego, że wystarczająco długo czekaliście, postanowiłam przygotować coś ,,ekstra", coś co wygrzebałam z otchłani internetu. Proszę państwa - lista miejsc, w które chciałabym się wybrać!

                                                              

                                                               1. Zamek w Edynburgu



     Nasza ukochana wikipedia może nam zaprezentować same suche fakty na temat jednej z najpotężniejszych fortec. Często można pominąć małe szczegóły. Otóż nie dość, iż forteca ta jest jednym z symboli Szkocji, jest również najbardziej nawiedzonym tam miejscem, ba, najprawdopodobniej na świecieW 2001 roku była tam grupa badaczy zjawisk paranormalnych, którzy mieli ocenić, czy to miejsce, w którym rzeczywiście można dostać gęsiej skórki. Chcecie, to macie, uwaga, uwaga - grupa śmiałków i fascynatów zjawisk paranormalnych, orzekła iż w 51 procentach pomieszczeń mogły być obecne duchy.


niedziela, 22 września 2013

Creepypasta Demoniczne Buty – notka gościnna

        Dzisiaj dla odmiany gościnnie wystąpi moja droga żona, Ootori-chan (Anika6), która pnie się właśnie po kolejnych stopniach kariery, pisząc na różnych znanych blogach o Stardoll. Oto parodystyczna creepypasta o diabolicznych butach, za którymi niedawno szaleli ludzie na tej uroczej stronce. Krążą o nich niezliczone historie, ponoć nawet małe dziewczynki okradały rodziców, by móc doładować sobie konto i kupić buciki. To jasne, że te platformy aż proszą się o to, by napisać o nich coś niecoś. Zapraszam do czytania!

Oto te potworne platformy! Piękna ilustracja naszej Anny.
     Pewna dziewczynka miała swoje konto na Stardoll, w sumie od całkiem niedawna. Dopieszczała to konto, latała po sklepie, kupowała ciuszki, przeglądała blogi znanych stardollowiczów, a nawet kupowała czasem superstar. Jednak zauważyła, że od pewnego czasu w stylizacjach fajnych ludzi pojawiają się pewne buty. Buty zwane platformami, czasem też litami. Widziała je dosłownie wszędzie. Tak cudownie się ze wszystkim komponowały, a ile Top Model można było z nimi wygrać! Zapragnęła je mieć, tak bardzo zapragnęła je mieć! Niestety, nie było ich już w sklepie. Co prawda ludzie czasem sami je sprzedawali, ale za niebotyczne ceny. Wydać 1000 stardollarów na parę butów! Dziewczynka nawet nigdy nie miała takiego bogactwa. Z doładowań zazwyczaj szybko wydawała kasę, w gruncie rzeczy była takim świeżakiem, że nie miała nawet niczego, co mogłaby sprzedać z zyskiem. A tak bardzo ich pragnęła! Gdyby tylko miała pieniądze... A może jest jakiś inny sposób na ich zdobycie? 

       Gdy tak rozmyślała, patrząc tępo w monitor, zauważyła coś dziwnego. W pokoju zrobiło się niepokojąco ciemno, a na ekranie wyświetliło się nowe okno. Wewnątrz nie było żadnej treści, tylko brunatne tło. Dziewczynka chciała je zamknąć, lecz nie mogła. Trochę ją to zirytowało, ale wydało się też bardzo dziwne. Pomyślała, że to może jakiś wirus. Wtedy ukazał się czarny napis: „Mogę Ci dać to, czego pragniesz”. „Cooo? Jak to?”- pomyślała - ,,Ale gdybym mogła jakoś dostać te platformy...”. „Możesz je dostać.”- wyświetlił się nowy napis. 

       Nagle na ekranie pojawiły się lity. Dziewczę aż od niego odskoczyło. Nie mogła wierzyć swoim oczom. Lecz jej szczęście nie potrwało długo. Buty stopniowo zaczęły pokrywać się czerwoną cieczą, aż zaczęła ściekać z ekranu. Dziewczynkę na początku zamurowało, siedziała i patrzyła się na to wszystko. Po chwili jednak strach kazał jej uciekać. Biegła w stronę drzwi od swojego pokoju, już miała chwycić klamkę, gdy nagle jej kostki zostały oplecione przez sznurowadła! Nie dość, że wrzynały się niemiłosiernie, to zaczęły dosłownie palić jej skórę, jak gdyby płonęły. Buty ciągnęły ją do siebie. Przeraźliwie walczyła o życie, próbując chwycić się czegoś, lecz na nic - lity były silniejsze. Ekran komputera stał się dziwny, jakby przepuszczalny. Platformy po prostu wciągały ją do środka. Nadal próbowała walczyć, łapiąc za kant biurka i łamiąc przy tym paznokcie. Krzyczała, wołała o pomoc, ale najwyraźniej nikt jej nie słyszał. „Pomo...”- nie dokończyła, bo była już wewnątrz. Stała się jednością z wirtualnymi butami. Kolejna dusza... 

      Jeżeli macie konto na Stardollu i ktoś wam proponuje tanio platformy, to zastanówcie się dwa razy. Może na was przyszła kolej...

środa, 18 września 2013

Kupała, Kwiat Paproci oraz macierzyństwo dziwożony, czyli ciąg dalszy mitologii słowiańskiej

Witajcie! 
Ponieważ zapomniałam co miałam napisać (skleroza jednak boli), postanowiłam znowu napisać o naszych rodzimych, słowiańskich wierzeniach. Od razu uprzedzam, że jeśli jest jakiś błąd, to przepraszam. Przepraszam też za pewne wstawki w tekście, nie mogłam się powstrzymać. Otwórzcie więc swe umysły...

Mamuna



      Na początku wspomnę o czymś, co mi w wakacje powiedziała babcia. Gdy się urodziłam, do domu przyszła znajoma mojej babci. I tak patrzyła na mnie i kazała babci zawiązać mi czerwoną wstążkę "bo taka ładna, niech ją nikt nie przeklnie" (dziwne, byłam brzydkim dzieckiem). A do prezentu na chrzest mój kuzyn dostał czerwoną bransoletkę, by Mamuna go nie zaczarowała. O co więc z tą mamuną chodzi?

      Mamuna lub mamona to jeden z tych wrednych demonów, które dręczyły kobiety w ciąży i położnice, porywały też dzieci. Były to dusze kobiet zmarłych w czasie ciąży lub porodu. Ich wygląd nie był znany, więc utożsamiano je ze starymi kobietami z porośniętymi włosami ciałami, wyobrażano je sobie także jako pół-kobiety i pół-zwierzęta. Podmienione przez mamuny dziecko było najczęściej niedorozwinięte, brzydkie i nieposłuszne.
    
        By ochronić dziecko przed demonem, należało zawiązać czerwoną wstążeczkę lub sznurek na rączce dziecka (albo na wózku), założyć czerwoną czapeczkę oraz chronić go przed światłem księżyca.

sobota, 14 września 2013

Calalini – to tylko wyobraźnia, prawda?

     Chyba każdy, kto ma do czynienia z syntezatorami głosów, zna i kojarzy taki tytuł jak Calalini. Na  pierwszy rzut oka (ucha?) można by rzec, że to tylko dzieło wybujałej wyobraźni twórcy i kiepskiego ,,Engrisha" Kaai Yuki, jednak czy kryje się za tym coś więcej?


        Cóż, szczerze powiedziawszy, to nie jest żadna kiepska, zmyślona historia.
   
     Jak głosi tekst piosenki, mamy do czynienia z Jani Schofield, która cierpi na schizofrenię. Dokładniej: jeden z najgorszych przypadków schizofrenii dziecięcej. Jani widziała prawie 200 halucynacji, które dosłownie namawiały ją do okaleczania siebie i swojej rodziny.
   
     Co prawda, poświęcając trochę czasu na głębsze poznanie tej sprawy, dowiedziałam się, iż psychoza Jani jest w tej piosence przedstawiona nieco zbyt dramatycznie, i że dziewczynka już czuje się lepiej. Sam tekst piosenki wydaje się przerażający, ale jak widać, nie trzeba się aż tak martwić, jednak osobiście uważam, iż Jani naprawdę do tej pory czuje się źle, wiedząc, że oddziałują na nią tak mocno zwykłe wytwory wyobraźni. Bardzo trudno jest zwątpić, że to wszystko dzieje się na prawdę, więc spróbujcie udowodnić sobie, że dowolny przedmiot przed Wami nie istnieje. Trudne? Właśnie tak podejrzewałam.

      Calalini to wyspa, na której znajdują się wszystkie zwierzęta, które widzi Jani. Czterysta to pies, Wtorek to kot, a Sykomora to szczur, wszystko nabiera sensu, prawda?

     Sam koszmar, który przeżywa Jani jest przerażający, nie wyobrażam sobie, żeby moje dzieciństwo polegało na wybieraniu, co jest prawdą, a co nie.

,,I can't be alone"

     Choroba Jani wciaż trwa, chociaż dziewczynka czuje się lepiej. Calalini wciąż jest jej miejscem, tak samo jak zwierzęta, które na niej żyją. To wszystko należy do niej i należeć będzie.

wtorek, 10 września 2013

Żyjemy w dobrych czasach...

    Żelazna dziewica, łamanie kołem, zanurzanie w gorącej smole. Wszystko to nudne przeżytki. Jednak ludzie są niesamowicie kreatywni co udowodnili nie raz wymyślając... różne sposoby tortur. Tak, zadawanie bólu więźniom, skazańcom, heretykom dla jednych były rozrywką, a dla drugiej strony nieziemska katuszą. Chciałam Wam dziś zaprezentować kilka najciekawszych rodzajów tortur do których dokopałam się w czeluściach internetu!

Szczurza ekscytacja

    Zwierzęta będą zazwyczaj kierować się swoim instynktem. To też stało się dla wielu inspiracją  do ,,tworzenia". Tak powstała szczurza tortura, znana też jako ,,szczurza ekscytacja". Przeprowadzenie takiego zabiegu nie było jakoś wybitnie skomplikowane. Będziemy potrzebować:

1 wiadra
paru szczurów
dowolnego źródło ognia
ofiar... znaczy ,,ochotnika"

    Wkładamy szczury do wiadra którego otwór blokujemy brzuchem ochotnika. Biedne szczurki nie mając drogi ucieczki robią się coraz bardziej poirytowane. I własnie o to chodzi! By wzmocnić efekt, podgrzewamy wiadro. Gryzonie nie mając większego wyboru, szykują własną drogę ucieczki. Przez brzuch ofiary. Wgryzają się w niego bardzo boleśnie i głęboko, nadgryzając jelita i organy wewnętrzne, a w końcu przewiercając w ciele więźnia spory tunel.

Glasgow Smile

    Tortura ta została wymyślona w szkockim mieście Glasgow. Polega na nieznacznym nacięciu kącików ust ofiary. ,,Ah, to nie tak źle"? Następnie zadawane są ofierze jakiekolwiek inne ciosy, tortury, cokolwiek tak, by biedak jak najgłośniej krzyczał. Otwierając usta rozrywa on skórę na policzkach, tworząc coraz szerszy, jakże piękny uśmiech od jednego, do drugiego ucha. Dosłownie.



piątek, 6 września 2013

Ufo w służbie Hitlera

http://paper-replika.com/index.php?option=com_content&view=article&id=541
   Latające spodki - legendarne wizje pojazdów kosmitów, które utrwaliły się na stałe w naszej świadomości. Zwykle traktujemy je jak coś nierealnego, taki temat dla ludzi, którzy sami niepokojąco przypominają przybyszów z innych planet. Przecież rozsądni ludzie nie wierzą w żadne ufo i tego typu bzdury, prawda? Szkoda tylko, że rozsądek staje się powoli towarem deficytowym. Tymczasem okazuje się, że latające spodki wcale nie są tak odległe jak mogłoby się wydawać...

poniedziałek, 2 września 2013

O złym bliźniaku

Przepraszać, że późno. I że nudny temat ;__; Szkoła... I sąsiedzi prąd zepsuli >:/ I wi-fi się psuje >:/ I brak czasu i inne blablabla...


    Kto grał w Tomb Raidera? Albo czytał Mirror Girl? Ewentualnie oglądał ,,Mroczne Widmo". Albo ma złego bata bliźniaka. Ewentualnie widzieliście reklamę z Czakiem Norisem, gdzie występował polski sobowtór Chucka. Owszem, dzisiejszy temat to doppelgängery! I nie mówię tu o polskim Czaku Norrisie... Tylko o czymś, odnośnie czego bardzo trudno znaleźć jakieś informacje.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Świętość to pojęcie względne – o dziwnym obrazie.

   Tajemniczy obraz przedstawiający Jezusa Chrystusa przyciąga ludzi z całych Czech. Obraz pokazuje twarz Syna Bożego z zamykającymi się i otwierającymi oczami. Wielu gości prowadzonej przez Oldricha Klimę ,,Galerii Handricat" w Pilsen pyta, czy jest to tylko świetlna sztuczka, czy może coś bardziej duchowego.




      Tak brzmi opis tegoż obrazu, praktycznie na każdej stronie, jaką przeszukałam o tym tajemniczym dziele. Informacji jest naprawdę mało, co również w pewien sposób zainspirowało mnie do napisania na ten temat. Myślę, że ten obraz ma służyć człowiekowi, jego własnym odczuciom, a nie historii, która pomimo, że jest poruszana w wielu kręgach, to wciąż nikt się w nią dokładnie nie zagłębił. Pomimo to odszukałam parę ciekawych informacji, które być może pomogą nie tylko mi zrozumieć ten obraz.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Wschód kontra Zachód, czyli opowieści zza drugiej strony płyty tektonicznej.

     Witam ponownie po długim okresie rozłąki. Długo zastanawiałam się jakim tematem uczcić mój pierwszy post od tak dawna. Jednak termin goni. Przeglądając YT, google, stronki poruszające tematy zjawisk paranormalnych, dział X na 4chanie... No więc? Jesteście ciekawi co dziś przygotowałam? Zaczynajmy!

     Niedawno przedstawiono tutaj spory, dobry kawał mitologii słowiańskiej. Mówiliśmy o Południcach, Utopcach i innych stworach. Ja jednak jako fascynatka kultury japońskiej przedstawię kilka (nowszych i starszych) opowieści i stworów z Kraju Kwitnącej Wiśni.

Złość piękności szkodzi.

      Zapytanie typu ,,czy jestem piękna(y)" znamy na przykład z ,,Krawcowej z Enbizaki" czy może szerzej znanej creepypasty ,,Jeff the Killer". Cóż, jeśli usłyszycie te pytanie - czujcie się zagrożeni.
   
       Kuchisake-onna (co można przetłumaczyć jako ,,kobieta o rozciętych ustach") jest znanym z japońskich legend stworem. Biedaczka uważana jest za ducha kobiety okaleczonej przez zazdrosnego męża. Początek jej historii sięga okresu Edo, kiedy to po ulicach rzekomo spacerowała kobieta zasłaniająca twarz kimonem. Legenda się uwspółcześniła i teraz wesoło paradują sobie ulicami duchy w maseczkach przeciw roznoszeniu zarazków.

      Kuchisake-onna zazwyczaj zaczepia dzieci, nie jest to jednak reguła. Ofiara niczego nieświadoma nagle jest nagabywana przez obcą kobietę zapytaniem ,,Czy jestem piękna?". Udzielenie odpowiedzi negatywnej oznacza śmierć ofiary. Jeśli jednak na pytanie odpowiesz twierdząco, kobieta zdejmuje maseczkę i pyta ,,A teraz?" po czym okalecza okrutnie daną osobę prowadząc ją do bolesnej śmierci. Jest też wersja legendy mówiąca o autostopowiczce uprawiającej takie właśnie praktyki. Niegdyś w Japonii grasowała kobieta przebrana z Kuchisake-onna. Wybuchła ogólna panika a dzieci były prowadzone do szkoły i z powrotem
grupami.

     Podobno jednak zawsze jest nadzieja! I tu mamy szansę uciec przed straszliwą zjawą. Pierwszym sposobem jest odpowiedzenie twierdząco na jej drugie pytanie. Można też odwrócić uwagę ducha rzucając mu pod nogi cukierki lub owoce. Dodatkowo co ciekawe, uratujemy się też odpowiadając kobiecie, ze nie jest ona piękna, tylko przeciętna oraz zadając jej takie samo pytanie.

środa, 21 sierpnia 2013

Sekrety Nocy Sierpniowej

      Sierpniowego wieczoru dziewczynka wracała do domu wraz z babcią. Wszystko było jakieś dziwne i nierealne, a najbardziej ogromny, pomarańczowo - czerwony księżyc, który, jak się jej wydawało, unosił się tuż za końcem chodnika i wystarczyłoby tylko przebiec kilka metrów, by go dotknąć. Oczywiście dziewczynka spytała babcię, o co tu chodzi i co stało się z księżycem. Babcia odpowiedziała, że to tylko złudzenie, a satelita nadal jest tysiące kilometrów stąd, w sierpniu na niebie można obserwować niezwykłe rzeczy.
źródło: zerochan.net
     Od zawsze ludzie patrzyli w niebo, myślę, że robi tak czasem każda inteligentna istota, może z wyjątkiem świni, której uniemożliwia to budowa fizyczna. My takich problemów nie mieliśmy. Wiadomo przecież, że  praktycznie wszystkie dawne cywilizacje przykładały ogromną wagę do rozwoju astronomii, Majowie  uwzględniając wnioski z obserwacji astronomicznych budowali swoje piramidy, kapłani egipscy przewidywali zaćmienia by trzymać w ryzach i wykorzystywać niewykształcony lud, Celtowie tworzyli megalityczne kalendarze, Grecy umieszczali na niebie postacie ze swoich wierzeń. Nocne niebo jest naprawdę niezwykłe i ma w sobie coś mistycznego, tym stwierdzeniem nie odkrywam Ameryki, zresztą jeśli wierzyć niektórym, to lepiej, by pozostała ona zakryta.
        
     Ósmego miesiąca roku lato zaczyna zmierzać już ku końcowi, dawno już bowiem osiągnęło swoją pełnię i teraz może już tylko nastąpić przesyt i przekwitnięcie. Noce nadal są ciepłe, ale czuć w nich większą rześkość, a zachodzące słońce nie przygrzewa już tak mocno. Wiele osób uważa, że właśnie w tym czasie  nocne niebo jest najbardziej niesamowite i można zaobserwować różne dziwne rzeczy. Tak zawsze mówili mi starsi ludzie, a ja bez trudu dawałam im wiarę.

     Wstańcie z łóżek, niech nolify opuszczą swe ciemne legowiska! Wyjrzyjcie przez okno, wyjdźcie z domu. Czy Wam także pokazał się dzisiaj czerwony i nienaturalnie duży księżyc? A może zobaczycie pędzące ku nam meteoryty? Znane są sierpniowe deszcze Perseidów, kiedy w ciągu godziny można zobaczyć nawet sto meteorytów. Pod koniec naszego uroczego miesiąca, który w wielu językach nosi imię zacnego Juliusza Cezara, nadciągną Cygnidy i Akwarydy, których deszcze są, niestety, znacznie uboższe, trzeba więc korzystać, póki czas. Pełnia już za kilka dni, ciekawe, w jakiej postaci ukaże nam się księżyc? Chłońcie magię nocy, podczas których to, co zwykle jest tak odległe, zdaje się wyciągać ku nam rękę. Wielu już jej uległo.

Księżycem całowany sad się rozrzewniał, lekki był i cygański taniec sierpnia.
Raz złocistość w korze drzew drżała, tu cień ją płoszył, ludzie mrużyli, noc otwierała oczy.
 Konstanty Ildefons Gałczyński
O sierpniu

sobota, 17 sierpnia 2013

Wiło, cna wiło, czyli o kilku słowiańskich demonach.

Witam! Jak już zostało w poprzednich postach wspomniane, dołączyłam do załogi. Bardzo się z tego cieszę (a kto by się nie cieszył?). Mam nadzieję, że nie znudzę was pierwszą notką :]

Południce

     I nie, nie chodzi mi o motyle. Te demony były nazywane też babami o żelaznych zębach, przypołudnicami, żytnimi lub rżanymi babami. Ukazywały się pod postacią młodych dziewczyn (albo starych kobiet), owiniętych w białe płótno. Na plecach trzymały worki, w których trzymały porwane dzieci, a swoje ofiary dręczyły drągiem, ożógiem lub sierpem. Południcami stawały się dusze kobiet, które krótko przed lub w trakcie ślubu zmarły, lub niedługo po weselu (trza się najpierw wybawić). Podobnie jak Sfinks – zadawały zagadki, a los pytanego, zależał od odpowiedzi. Porywały dzieci, dusiły we śnie żniwiarzy na polu. Udar słoneczny tłumaczono tym, że nastąpił atak południcy. W południce wierzono na północnej Słowiańszczyźnie, czyli w Łużycach, Czechach, Słowacji, Rusi, a także w Polsce.

(Alfonsa Muchy dzieła przywodzi mi na myśl ta piękna ilustracja, hmm. A Wam? – przyp. pułkownika myszy)

wtorek, 13 sierpnia 2013

Ponura Niedziela – tak bardzo ponuro...?

Ludożerca wraca! Jestem taka szczęśliwa, że znów mam okazję pisać na tym blogu. W „zawieszeniu” niestety brałam udział ja, zniknęłam ze strefy blogowej, nikogo nie uprzedzając, co uważam za błąd, skoro nikt nie chciał mnie przekreślić. Jednakże cieszę się, że dostałam kolejną szansę, nie mogę jej zmarnować. Korzystając z okazji – bardzo serdecznie witamy Ronnir w naszej redakcji! Mam nadzieję, że będzie nam się wszystkim dobrze pracowało, a także, że czytelnicy będą zadowoleni. Shiarou/Raven



         Węgierski kompozytor Reszo Seress stworzył ją pewnej deszczowej niedzieli w grudniu 1932 r., w Paryżu. Jego narzeczona zerwała zaręczyny, przez co Seress popadł w głęboką depresje. Kiedy rozmyślał o tym, jak przygnębiająca okazała sie właśnie ta niedziela jego życia, do głowy przyszła mu smutna, nieznana melodia. Nieoczekiwany pomysł wyrwał go z apatii. Napisał więc piosenkę i nadal jej tytuł "Ponura niedziela." Jej słowa mówiły o tragicznych przeżyciach kochanka. Jego narzeczona umarła, a młodzieniec chce popełnić samobójstwo, aby znów sie z nią połączyć. 

sobota, 10 sierpnia 2013

Imperium kontratakuje!

           Z wielką radością chciałabym ogłosić, że dołączyła do nas Ronnir! Mamy nadzieję, że będzie się jej tu dobrze pisało i uda nam się jakoś wystartować ponownie. Notki będą pojawiać się co cztery dni, tako rzecze pułkownik mysza, wreszcie musi zapanować porządek. A tak na dobry początek pospamuję sobie bardzo sympatyczną pioseneczką, której klimat bardzo tu pasuje.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Poszukujemy redaktorów!

       Zawieszenia mają to do siebie, że nie trwają wiecznie i wszystko jest odwracalne, chciałabym więc dzisiaj zameldować, że Ludożerca wraca i wreszcie będzie prowadzony porządnie, taką przynajmniej mam nadzieję, ale zanim to się stanie, musimy uzupełnić braki kadrowe i znaleźć jeszcze jedną osobę, która chciałaby prowadzić z nami tego bloga. Mam nadzieję, że znajdą się jacyś ochotnicy :)
Do zobaczenia!

sobota, 11 maja 2013

Zawieszenie

Blog zostaje zawieszony, o! Jak widać od dawna nie pojawiają się nowe notki, poczekajmy więc, aż wróci natchnienie.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Id



        Patrzę przez okno,  świat tak szybko ucieka! Widzę drzewa, ich gałęzie chwytają szyję, bezwładne ciało wygląda dziwacznie, z ust wypływa czerwona maź, wygląda na gęstą i galaretowatą, czy powinna taka być? Duszą, duszą coraz mocniej, potoki spływają ulicą, wszystko dzieje się tak szybko! Świat ucieka, ucieka! Widzę to, widzę! 


,,A ty wiedziałeś, prawda? Że jestem częścią was? Blisko, bliziutko, bliziuteńko! Że to przez mnie wszystko na nic? Że jest, tak jak jest?" 
 William Golding ,,Władca Much"

         Skąd to się bierze?! W środku tkwi biały rdzeń, to wokół niego wszystko jest zbudowane. Jak ja chcę wreszcie posłuchać, zostawić im takie znaki, taką zagadkę jakiej nie zostawił nikt! Za każdym razem wszystko inaczej, udowodnić brak myśli. Wszystko jedno kto, zabić najpierw siebie, potem po prostu robić to, co zawsze było tylko w snach, w marzeniach. Nogi drżą, ciało rwie się do działania! Niech ten hałas nie ustaje, nigdy, nie ustaje nigdy! Tysiąc sposobów, każdy dobry rozkoszować się tym, poczuć się spełnionym! Niech to wreszcie się wydarzy! Zobaczyć substancję szklistą zamkniętą w oczach, udowodnić im naszą marność. Chcę być tylko rzemieślnikiem, nie jestem nikim specjalnym. Wszystko ma tylko jedną barwę. Wiecie, to mnie strasznie obrzydza i czuję się słabo. Ale mogę zniszczyć to, co zrobiłam i wtedy wyjdzie na wierzch to, co buduje nas wszystkich, to jest wszędzie, ukryte! Jak trzęsienie ziemi, zburzy budowlę, wszystko się skończy, wszystko się zacznie! Wreszcie pokazać, przekonać się, co naprawdę tam żyło, jakie jest silne. Jak można karać za to, co zrobiło się samodzielnie? To jest jedna wola, jedno polecenie od samego początku, ukryte, ale najsilniejsze ze wszystkich, gdy już się zbudzi. To dzięki temu to istnieje. To te same ręce! Weź za to odpowiedzialność. Nikt nie może tego potępić oprócz tego, co byłoby wtedy zniszczonym gruzem. Jak te słowa dają ulgę. Nie ma w tym niczego nadzwyczajnego, egoistyczna jest natura całego istnienia, geny mają być przekazane, ta idea została okrutnie wypaczona, mechanizm rozpędził się zbyt mocno, logika zmarła oczywistą śmiercią, nigdy nie będzie dość!


środa, 3 kwietnia 2013

Kościane lampiony

        Dzisiaj żadnych ciekawych rzeczy nie będzie, możecie iść spać. Mysza musi zaspokoić swoje potrzeby dzielenia się ze światem swoją marną ,,poezją". Wierszyk akurat dla Ludożercy. Hi, hi, nie martwcie się, będą jeszcze ciekawsze posty.

źródło: zerochan.net

Wyciągnięta ręka została połamana
Kości jęczą
Kości są inne
Nawet one
Choć przecież wszystkie są tak samo wapienne
Deszcz już przestał padać
Tylko bruk jest jeszcze śliski
Przyciska rękę do piersi
Kości jęczą tak okrutnie
Dookoła światła mandarynkowe
Zamknięte w lampionach z betonu
Trzeba uczyć się na błędach
Kości już nie potrafią być z innymi
Kości mają ograniczoną wyobraźnię
Kości już nie potrzebują niczego
Kości już nie potrzebują nikogo
Naprawdę.
I po deszczu
Otoczony lampionami w których oprócz źródła światła
 znajdują się jeszcze bezradne ćmy
Narodził się potwór
Zupełne zwyczajny
Taki sam jak inne

środa, 20 marca 2013

I Ty możesz zarobić milion dolarów, szukając wody różdżką, czyli radiestezja

     To straszne. Pod moim łóżkiem przebiega żyła wodna, w dodatku epizodyczna żyła wodna, bo bywają okresy, gdy śpię spokojnie i żadna siła nie jest w stanie mnie obudzić, a czasami walczę z bezsennością. Te żyły wodne w ogóle są przerażające. Chyba zostanę domorosłym radiestetą, choć, na dobrą sprawę, większość z nich jest domorosła. Tym lepiej! 

źródło: zerochan.net

      Radiestezja to niekonwencjonalna pseudodziedzina nauki, która bada promieniowania, trwają spory, czy promieniowania te istnieją, czy też nie. W radiestezji chodzi właśnie o to, by to promieniowanie wykryć. Kiedyś takie różdżkarstwo było całkiem modne. Ta radość biegania po podwórku z odwróconą procą i znajdowania wody w pompie... Wiecie, różdżka, szukanie wody, minerałów, te sprawy. Hmm, ciocia Wikipedia mówi, że radiestezję zalicza się czasami do praktyk okultystycznych. Mój biedny dziadek montujący sprężynę odganiającą złe siły wód podskórnych pod łóżkiem babci jest okultystą. Cała wieś pełna okultystów, poważnie, to trochę przerażające, naprawdę. Naukowych prób wyjaśnienia radiestezji podjął się Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu (jeśli dobrze pójdzie, to moja przyszła uczelnia *ociera łzę*). Badali, badali i wybadali, że za wiele wspólnego z nauką to to nie ma. Są rzeczy na niebie i ziemi, które się nie śniły filozofom, na przykład mój nieśmiertelny kolega (to przerażenie, gdy ktoś po porażeniu prądem i spadnięciu na beton z samego szczytu słupa wysokiego napięcia, który ma jakieś pięć metrów wysokości, wstaje i idzie jak gdyby nigdy nic i jest całkowicie zdrowy).

     ,,Pewną próbą powiązania zjawisk opisywanych przez radiestezję z oddziaływaniami fizycznymi była koncepcja Lakhovsky’ego. (...) Według Lakhovsky’ego radiesteta podczas przeprowadzania ekspertyz z poszukiwaniem obiektu (wody, metalu, osób zaginionych) jest w stanie wyczuć rezonans promieniowania emitowanego przez niego spowodowany oddziaływaniem z poszukiwanym obiektem."  
Wikipedia, wolna encyklopedia

      Dziękuję, ciociu. Wiecie, że istnieje fundacja Jamesa Randiego, która ufundowała nagrodę MILIONA DOLARÓW dla osoby, która w kontrolowanych warunkach dowiedzie paranormalnych zdolności? Najczęściej próbują właśnie radiesteci. Muszę tam wysłać koleżankę telepatkę. Dzielimy się ,,fifti fifiti' :D Są jacyś chętni? Ha, natrafiłam na coś ciekawego, niektórzy w Kościele traktuję radisetezję bardzo dobrze i uważają ją za dar natury, a inni widzą w niej przejaw działalności szatana. W sumie, taki rezonans jest właściwy dla większości społeczeństwa, i można go zaobserwować nie tylko w Kościele. 
      

sobota, 16 marca 2013

Bestią może być człowiek – dramatyczna historia Junko Furuty.


Junko Furuta – założę się, że czytaliście o niej nawet przez przypadek. Pewnie nie zagłębiliście się w tą historię, z resztą żaden kraj nie chciałby, aby taka sprawa była nagłaśniana przez media czy internautów, jednak jeśli się szuka, to się znajdzie kilka konkretów na jej temat.

Koszmar dziewczyny rozpoczął się 25 października 1988 roku. Wtedy została uprowadzona, przez czwórkę chłopców (nie, to nie błąd – najstarszy z nich miał wtedy zaledwie 18 lat). Dziewczyna po dotarciu do domu najstarszego z ich grupki została zmuszona do zatelefonowania do swoich rodziców tłumacząc, że uciekła z domu i jest bezpieczna u koleżanki. W domu, w którym rozgrywał się dramat byli obecni rodzice. Wiedzieli o całej sprawie, jednak nie zadzwonili na policję, ani nie wypuścili dziewczyny, ale nie brali udziału w sadystycznych zabawach grupki chłopców.

Dziewczyna była wielokrotnie bita przez nich (nawet metalowym prętem), gwałcona, zrzucano jej hantle na brzuch, odpalano petardy z odbytu, wsadzano jej różne przedmioty do pochwy (w tym żarówki), przypalano ją papierosami, przycinali jej sutki za pomocą obcęgów, była zmuszana do jedzenia karaluchów, picia własnego moczu, czy masturbowania się przed nimi.

W takich męczarniach dziewczyna spędziła aż 44 dni. Sprawcy wielokrotnie podkreślali, że nie chcieli jej zamordować i próbowali tłumaczyć, że myśleli, że symulowała.

Pomimo jej błagań i histerycznych krzyków zabójcy nie pozwalali jej uciec, także rodzice najstarszego byli na to obojętni. Zmęczona ciągłymi prośbami zaczęła błagać o chociażby zabicie jej, aby skrócić te katusze. Na to również nie doczekała się odzewu, gdyż śmierć przyszła dość niespodziewanie.

4 stycznia 1989 roku chłopcy oblali poszczególne części ciała dziewczyny benzyną, a następnie ją podpalili. Leżała w szoku przez kilka godzin, aż wreszcie przyszło upragnione ukojenie – zmarła. Sprawcy na początku myśleli, że znów symuluje, jednak po sprawdzeniu pulsu stało się jasne, że Junko nie żyje. Później wsadzili jej zwłoki do beczki i wlano tam cement.

Rodzina zabójców zmieniła nazwiska i wyjechała z kraju, po tym jak tygodnik Shukan Bushun ujawnił dane chłopców z dopiskiem ,,prawa człowieka nie obejmują bestii".

Sprawcami okazali się:

- Hiroshi Miyano (zmienił dane na Hiroshi Yokoyama)
- Jo Ogura (zmienił dane na Jo Kamisaku)
- Shinji Minato
- Yasushi Watanabe
- Koichi Ihara

Po złapaniu ich zostali skazani na 17 lat więzienia.

Zespół The GazettE napisał na jej cześć piosenkę Taion. Na koncertach członkowie zespołu płaczą, a wokaliście łamie się głos, zwija się na scenie próbując śpiewać dalej. W większości przypadków również krzyczy, aby uwolnić wszystkie emocje.

Tutaj akurat nie mam nic do dodania. Sama historia wydaje się być zbyt straszna, aby być prawdziwa, ale koszmar Furuty był jak najbardziej rzeczywisty. To smutne wiedzieć jakimi bestiami mogą być ludzie. Tutaj chyba nie muszę niczego tłumaczyć.

sobota, 9 marca 2013

Dosłownie skąpana we krwi

    Chciałam przede wszystkim powitać nowa członkinię załogi- Shirou! T^T Dziękuję  ze pomagasz w budowaniu tego bloga. Jak się zdaje, ja i Mysza to za mało. Jednocześnie przepraszam za brak postów. Nie będę się tłumaczyć, bo chyba znacie tą wymówkę. Ale ważne jest to, że powracam do was z bardzo według mnie, interesującym tematem.


     Elżbieta Batory- słynąca z urody siostrzenica Stefana Batorego. Księżna Węgierska. Dla większości z nas znana jednak jako następczyni hrabiego Draculi, największa wampirzyca wszech czasów. 

     Zacznę może od ciekawego faktu, iż hrabia Batory pochodziła z Transylwanii. Była piękna, świetnie wykształcona, władała czterema/trzema językami. "W 1573 odbyły się zaręczyny Elżbiety z Franciszkiem Nádasdym, za którego wyszła w wieku piętnastu lat." (Wikipedia)  Tyle z historycznego punktu widzenia. Jej życiorys z innej strony przedstawia się znacznie bardziej interesująco. 

      Jest  ona uważana z osobę chora psychicznie. I faktycznie   ku temu podstawy  W wieku sześciu lat Elżbieta była świadkiem wydarzenia które mogło mieć znaczący wpływ na jej psychikę. Na jej oczach odbyła się egzekucja młodego Cygana. Kary dokonano poprzez zaszycie mężczyzny w rozciętym brzuchu konia. Siedem lat później, jeden z jej kuzynów, kazał obciąć uszy i nosy ponad 50 chłopom. Oczywiście na oczach młodej hrabiny. Dodatkowo, w rodzinie Batorych często wiązano się z krewnymi. Stąd tez wiele chorób psychicznych i częste przypadki chociażby epilepsji.


     Na jej dworze praktykowano różne wymyślne tortury na służących. Ujawniły się psychopatyczne skłonności Elżbiety. Podobno uwielbiała widok krwi na swojej skórze. Przypuszczenia o jej homoseksualizmie powstały z powodu jej częstych odwiedzin u ciotki- Klary Batory. Kobieta często organizowała wyuzdane orgie oraz miała skłonności do lesbijstwa. Wracając do tematu- gdy jej męża nie było w domu, Elżbieta z nudów znęcała się nad służbą. Zresztą, nawet gdy byli razem, nie był on uosobieniem spokoju. Prawdopodobnie to od niego hrabina nauczyła się torturować ludzi. 

      Lata płynęły słodko a jedynym zmartwieniem Elżbiety Batory było starzenie się. I tak, w wieku lat 40, gdy na jej twarzy zaczęły pojawiać się zmarszczki  hrabina uderzyła służącą. Krew poleciała z jej nosa i polała się na twarz Batory. Wtedy to nijaka Anna Dervulia wmówiła hrabinie, że krew znacząco ją odmładza. Elżbieta szybko uwierzyła, że krew młodych dziewczyn przywróci jej młodość. Tak zginęło ponad 650 dziewic. 

    Hrabinę Batory pojmał jej własny kuzyn hrabia Thurzo. Zastał ją w wannie krwi otoczoną ciałami i dziewczętami zamkniętymi w klatach. 


      O hrabinie powstało jeszcze wiele plotek, jak na przykład jej nieślubne dziecko oddane na wieś, jednak zostały one jednoznacznie uznane za pomówienie i bujdy,więc o nich nie wspomniałam.



     Kim była Elżbieta Batory? Wampirzą czarownicą zabijającą kobiety dla młodości? Sadystką i psychopatką? czy może niewinną ofiarą wielkiego spisku?  A wy, jak myślicie?

czwartek, 7 marca 2013

Japońskie potwory z legend – mam się bać...?

Witajcie, jak już wspominała mysza - dołączyłam do Ludożercy i potwornie się z tego powodu cieszę! Mam nadzieję, że nie ośmieszę się tym pierwszym postem, jednak przy tak dziwnym i z lekka obrzydzającym temacie nie w sposób się nie śmiać z naszych kochanych Japończyków. No nic - zapraszam do czytania!

     Demon, potwory z legend - kto takich nie kojarzy? Występują w każdej kulturze, zwykle służąc swą strasznością do straszenia małoletnich buntowników. Jednak w Japonii widać dzieci mają lekko spaczone umysły (za dużo anime! (i kto to mówi...)) i widać straszne istoty wyglądają nieco... inaczej? W każdym bądź razie przekonajmy się sami.

Nuppeppo

      Jest to jeden z takich milusińskich. Być może to złe określenie na takiego stworka... Otóż nasz nowy koleżka jest stworzony z nieświeżego ludzkiego mięsa. Co najciekawsze raczej nie robi krzywdy ludziom, chociaż naszym nosom może nieźle zaszkodzić. Pewnie Was nie dziwi to, ale ta bezkształtna kupa mięsa roznosi za sobą zapach taki, że wprost kwiaty usychają i zmusza do oddalenia się do łazienki... w wiadomym celu. Legenda z nim związana głosi, że jeśli ktoś jakimś sposobem nie zwymiotuje na miejscu, a do tego zje kawałek jego sflaczałego cielska... to zostanie wiecznie młody.

Sądzę, że ktokolwiek podołał temu zadaniu był nieźle zdesperowany.

Akaname 

    Kolejny demon... Bardzo specyficzny i obrzydliwy. Ta oto istotka grasuje w naszych ubikacjach, a szczególnie lubi kiedy są brudne. Czemu? Otóż Akaname ma bardzo długi język. Do czego zmierzam? Ten stworek ukochał sobie zlizywanie brudu z różnych części naszej toalety. Nawiedza domy w nocy, więc jeśli masz brudną toaletę, to radzę Ci nie chodzić w nocy do toalety. Nie chcesz aby taka przygoda Ci się trafiła (szczególnie po obejrzeniu horroru)? Zadbaj o to, aby Twój kibel lśnił czystością!


Bakezori

      Jeden z najdziwniejszych Yokai z którymi się spotkałam. Otóż Bazekori jest... sandałem! Legenda głosi, że został ożywiony, gdyż nierozważny czarownik testował na nim zaklęcia. W wyniku kombinacji kilku z nich nasz sandałek drepta po świecie wesoło podśpiewując. Ponoć to przemiłe stworzonko nawiedza domy, w których obuwie jest źle traktowane i potrafi siedzieć domownikom w domu i śpiewać do białego rana. Zaczynam się bać, bo niedawno przemoczyłam glany...

                                         

Shirime

     Jak już zauważyliśmy wcześniej - wyobraźnia Japończyków nie zna granic. Możemy się o tym przekonać na ostatnim przykładzie. Shirime to potwór, który wygląda jak człowiek. Jednak jest pewien drobny szczegół, który wyróżniłby go na ulicy, czy też pewnie nie daliby mu stażu w McDonald's... Ostatni z dziwnych kreatur ma oko w miejscu gdzie normalny człowiek posiada odbyt... Pewnie teraz napłynęło Wam do głowy wiele pytań, ale jestem już dostatecznie zdegustowana i nie będę wnikać w szczegóły...


Tym oto dziwnym akcentem kończę moją pierwszą notkę. Przynajmniej od razu będziecie wiedzieć, że nie jestem normalna i pewnie tu nasuwa się pytanie - skąd ja biorę te tematy. Otóż ostatniego koleżkę opisałam w sposób dość dziwny, mój dziadek pewnie powiedziałby:
"Oko na dupie? To musiał być Picasso..."
Widać dziwne zachowania mam we krwi.
Pozdrawiam!

środa, 6 marca 2013

Strzeż się czarnego psa!

Najpierw z właściwym sobie błyskawicznym zapłonem chciałabym poinformować, że do ludożerczej załogi wywrotowców dołączyła Shiarou - bardzo się z tego powodu cieszymy i witamy ją w oddziale defetystów! :D Mam też nadzieję, że uda nam się jakoś odbić od dna, jeden post w lutym - to naprawdę mówi wszystko.



               Moja ciocia miała wiele ciekawych i nietypowych książek, jako mała dziewczynka bez przerwy je jej podbierałam. W jednej z nich przeczytałam o legendzie wielkiego, czarnego psa, który przez wiele wieków pojawiał się w pobliżu wody, czasem niosąc grozę, czasem pomoc. Bardzo się go bałam, i muszę to przyznać szczerze i bez wykrętów - boję się go do dziś, i pisząc tę notkę, ciągle odwracam się za siebie... Jestem w końcu tylko małą i strachliwą myszką.
       

              Czarny Pies najczęściej bywał widywany w Anglii, ma tam nawet spore znaczenie w popkulturze. Opowieści głoszą, że taki pies zawsze jest zwiastunem jakiegoś nieszczęścia, omenem, bywało, że osoby, który spotkały na swojej drodze to przerażające stworzenie niedługo potem umarły. Kiedyś podobno pies ten zjawił się w kościele i zaatakował wierzących, zostawiając ślady na drzwiach. Czarny Pies był ponoć niezwykłe duży, jego sierść była smoliście czarna i gęsta, a oczy błyszczały. Stworzenie to pojawia się też rzekomo w Polsce i nawiedza ruiny zamku w Ogrodzieńcu, pozdrowienia dla Zitrael, bywa też widywane w innych miejscach Polski, oto jedna z historii:



Chcę opowiedzieć historię, którą opowiadał mi mój ojciec. W czasie swojej służby wojskowej razem z trzema innymi żołnierzami ze swojej jednostki poszli na dyskotekę do pobliskiej wioski. Była już noc i – co najważniejsze – nie mieli alkoholu, co oznacza, że nie byli pijani. Nagle obok nich pojawił się ogromny czarny pies, dosłownie wielkości cielaka, któremu świeciły się na czerwono oczy. Żołnierze po prostu znieruchomieli, a pies nagle pobiegł na jakąś małą górkę, stanął i zaczął wykrzykiwać imię jednego z nich. Ojciec twierdził, że mówił to imię ochrypłym, męskim głosem. Po czym dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Żołnierze bali się komukolwiek opowiadać tę historię, aby nie narazić się na śmieszność.

Tragiczny finał tej historii miał miejsce dwa dni później, kiedy chłopak którego imię wykrzykiwała ta dziwaczna zjawa został przypadkiem śmiertelnie uderzony przez dźwig do rozładunku amunicji. Gwarantuję, że powyższa historia jest prawdziwa. Miała ona miejsce w roku 1963.”

źródło: http://zdaniem-psa.blogspot.com/2012/05/zy-omen-czarny-pies.html


       Jednak nie zawsze Czarny Pies jest posłańcem złego i wyrządza krzywdę, znane są także przypadki, gdy stwór ten pomógł zagubionym ludziom odnaleźć właściwą drogę, bronił młodej dziewczyny przed  zaczepiającymi ją mężczyznami, pilnował wędrujących nocą ludzi. Niemniej, i tak sama myśl o nim napawa mnie strachem. A Wy co o nim sądzicie?




źródła:
,,Zagubione i Odnalezione"
http://zdaniem-psa.blogspot.com/2012/05/zy-omen-czarny-pies.html

niedziela, 17 lutego 2013

Poza granicami

źródło: zerochan,net
   Z pozoru zupełnie zwyczajni, na pierwszy rzut oka nie wyróżniają się absolutnie niczym. Byli od zawsze. Umarli. To określenie kojarzy nam się z wampirami, duchami, czy jeszcze innym ,,szajsem", który ostatnio stał się taki popularny. Nie, Umarli to ludzie, których wyróżnia tylko jedne, malutki ustęp w życiorysie. Śmierć. Ale nie śmierć całkowita, tylko ułomna, nie przeprowadzona do końca. Zaskakująco wielu osobom przytrafiło się coś takiego. Zapaść podczas snu, śmierć kliniczna, stadium pierwszej śmierci u rodzącego się dziecka, tracenie świadomości pod wodą... Jednak nie zawsze w takiej sytuacji człowiek pokonuje jakąś tajemniczą barierę i staje się Umarłym. Nikt nie wie, jak to się dzieje i czy można znaleźć jakieś zależności. Istnieje teoria, że dusza ludzka nie jest jednolita, ale składa się z kilku części - świadomości, uczuć i tego pierwiastka życia, duszy właściwej. Ta hipoteza zakłada, że czasem, podczas niecałkowitej śmierci ta rzeczywista dusza odrywa się od ciała i je opuszcza. Gdzie się udaje? Na to pytanie nie ma odpowiedzi, wiadomo jednak, że zdarza się to niezwykle rzadko. Umarli to zwyczajni ludzie, tylko nie posiadają fragmentu duszy, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Przez to są... inni.


    Oczywiście, to wszystko to tylko moje pomysły, ale kto wie, czy to na pewno nieprawda? Wiem, że posty pojawiają się zbyt rzadko, postaram się nad tym popracować, przygotujcie się... Blog chwilowo przeżywa ciężkie chwile, ale może znalazłby się ktoś, kto też chciałby tutaj pisać? Piszcie w komentarzach. Ożyjemy!

czwartek, 31 stycznia 2013

Aury widziane oczami sceptyka wyglądają inaczej.

     Pani, pani, widzę w pani aurze złe barwy, za jedyne 9,99 mogę zdradzić, czego powinna się pani wystrzegać, by osiągnąć większą satysfakcję z życia!

     A teraz oddychamy powoli, stapiamy się ze światem i pozwalamy, by powietrze nasycało nasze aury...

     Któż nie kojarzy podobnych haseł wygłaszanych przez mniej lub bardziej natchnionych ludzi? Ja słyszałam ich całkiem sporo i postanowiłam dowiedzieć się nieco więcej o tych całych aurach, oczywiście, informacji szukałam w Internecie, no bo gdzie. I co ciekawego znalazłam? Czytajcie notkę i rozkoszujcie się srebrzystymi mordkami Helołkiti przenikającymi przez powłoki astralne!

,,Kolor podstawowy aury

Najbardziej widoczny w naszej aurze jest kolor podstawowy, ponieważ on dominuje.

Związany jest z naszymi utrwalonymi cechami charakteru i ogólną postawą życiową.

Ludzie często mi się zwierzają, że nie są z niego zadowoleni. Być może wyobrażają sobie, że mają piękną, uduchowioną, fioletową aurę, i są rozczarowani, gdy się okazuje, że jest to pospolita czerwień. Martwią się tym zupełnie niepotrzebnie.
Myślą o tradycyjnym znaczeniu barw, zapominając o innych, uzupełniających aspektach."

     Kolor podstawowy, czyli czerwony, niebieski i tak dalej? To dlaczego jest tu mowa o fiolecie? Zagubiona mysza... Ludzie zwykle nie są z siebie zadowoleni, ale to się nazywa brak poczucia własnej wartości, pewnie takim skrajnie zakompleksionym osobom aura też wydaje się nie taka i gorsza. Wiadomo, aura zawsze bardziej zielona tam, gdzie nas nie ma. Hm, to kluczowe znaczenia ma ten kolor dominujący, czy jednak dodatki? Na razie jestem dość zbita z tropu, ale może dalej się rozjaśni?
Teraz zobaczmy, co znaczą te kolory. 

CZERWONY: siły żywotne, zdrowie, agresja, zmysłowość.
POMARAŃCZOWY: emocje, przyjemności, energia, współdziałanie.
ŻÓŁTY: optymizm, zadowolenie, zdolności, kreatywność.
ZIELONY: uzdrawianie, serdeczność, współczucie, umiłowanie przyrody.
NIEBIESKI: nauczanie, kreatywność, komunikacja, rozwój, talenty.
INDYGO: mądrość, charyzma, dojrzałość, jasnowidztwo.
FIOLET: duchowość, inspiracja, świadomość, humanitaryzm.
RÓŻOWY: młodość, delikatność, wrażliwość, naiwność.
BRĄZOWY: pokora, poświęcenie, ostrożność.
BIAŁY: duchowość, czystość, bezinteresowność.
SREBRNY: intuicja, idealizm, marzycielstwo, wizjonerstwo.
ZŁOTY: nieograniczony potencjał.
     Hmm, na większości stron wygląda to właściwie podobnie. Chociaż to na plus, nie muszę się zastanawiać, która wersja się mi najbardziej podoba, i którą postanawiam wyznawać :) Ale dlaczego to wszystko jest takie oczywiste? Czemu brązowy nie może oznaczać umiłowania przyrody? A jeśli chodzi o aurę Inuity, który naturę kojarzy głównie z bielą śniegu, albo Aborygenów, którzy żyli wśród pomarańczowych skał? No dobrze, nie kłócimy się, oczywiście, że TAK MUSI BYĆ. Nasunęła mi się analogia do Belli z (nie)sławnego ,,Zmierzchu", której ulubionym kolorem był brązowy. Coś w tym jest, przynajmniej jeśli chodzi o postacie książkowe, ciekawe, co z Edziem (niestety, wampirem, a nie alchemikiem). 
,,Spotkałem osoby obdarzone każdym z wymienionych kolorów podstawowych. Często żyją one zgodnie z uznanym wzorcem danej barwy. Mogą jednak równie dobrze postępować niemal całkiem odwrotnie. Bywają na przykład ludzie biznesu z każdym z podstawowych kolorów. To samo dotyczy nauczycieli, lekarzy, prawników, hydraulików, urzędników i przedstawicieli każdego innego zawodu. Również wśród bezrobotnych, czy nawet w więzieniu, pojawią się wszystkie kolory."
,,pomóż wspomóż dopomóż wyjątku czuły odeprzeć tłumnie armie reguły" 

,,Dlaczego? Można by się spodziewać, że każdy człowiek obdarzony złotym kolorem podstawowym będzie robił coś naprawdę wartościowego w życiu, a każdy, kto ma fiolet lub biel jako barwę podstawową, będzie duchowo wyemancypowany."
Tak, też się tego spodziewałam, a teraz znowu nic nie rozumiem. 
,,W rzeczywistości ludzie są istotami złożonymi i nie można ich klasyfikować w tak prosty sposób. Jeśli spytasz osoby o pomarańczowym kolorze podstawowym, czy miewają silne emocje, ich odpowiedź będzie niejednoznaczna. Niektórzy zdecydowanie przytakną, inni zaprzeczą, jakoby odgrywały one jakąkolwiek rolę w ich życiu. Bez względu na odpowiedź, ty będziesz wiedział, że na pewnym etapie życia dana osoba będzie mieć w sobie potencjał, który pozwoli jej dobrze wykorzystać drzemiące w niej emocje."
     Hmmm, mnie się trochę wydaje, że to takie szukanie awaryjnej drogi ucieczki, na wypadek sytuacji w stylu:
  - Proszę pani, ale ja wcale nie jestem zdrowy, mimo, że mam pomarańczową aurę, reumatyzm mam taki, że ho, ho!
  = - Ee, no wie pan, ludzie są istotami złożonymi...
     Ale oczywiście, to tylko domysły, przepraszam, nie mogłam się powstrzymać*.
,,Niektórzy ludzie spędzają całe życie, wykonując nieodpowiednie dla siebie prace, których bardzo nie lubią. Nie muszę mówić, że odzwierciedla się to w ich niewielkiej aurze, o przygaszonych kolorach. Ludzie ci żyją tylko połowicznie. Porównaj to z człowiekiem kochającym swój zawód. Co rano zaczyna dzień podekscytowany i pełen radości. Załóżmy, że ma szczęśliwe życie rodzinne, dające poczucie spełnienia, że kocha i jest kochany. Jego aura będzie duża, kolory jasne, pełne energii i życia. Możesz znać dwie osoby o tej samej barwie podstawowej, ale tylko jedna z nich żyje pełnią życia, podczas gdy druga wegetuje. Ktoś obcy, patrząc na ich aurę, od razu zgadnie, kto jest człowiekiem spełnionym, a kto nie."
     A to ma sens. Poważnie. Nie można lekceważyć mocy powołania.
     Oczywiście, to nie wszystko, są jeszcze kolory nastrojów. Ale jak je odróżnić od tych podstawowych? Zaraz się dowiem. Hm, szukam, szukam i raczej nie mogę znaleźć, może zwyczajnie źle szukam, albo gdy jest się doświadczonym w takich sprawach, po pewnym czasem zaczyna się to jakoś odróżniać, znowu mam ochotę powiedzieć ,,wiem, że nic nie wiem"... Znalazłam coś, co nazywa się
,,Okreslenie pierwotnych kolorow aury za pomoca technik radiestezyjnych, wykorzystujac rozdzke lub wahadelko."
ale po przeczytaniu opisu stwierdziłam, że to zbyt skomplikowane dla takich laików jak ja. Będę wdzięczna za pomoc! Dobrze, mniej więcej wiem, co oznaczają kolory, zresztą zawsze można sprawdzić, teraz trzeba popracować nad zobaczeniem tej całej aury. Moja koleżanka uważa, że widzi aury, często wtedy, gdy się nudzi, zwłaszcza w kościele. Niestety, mnie nie udało się jeszcze dostrzec niczego w tym stylu, nawet w kościele, a bardzo się starałam. Może to wina mojej wady wzroku? Ale przecież koleżanka też jest krótkowidzem, czyli problem musi leżeć gdzie indziej. Co to oznacza? Pora na trening!
,,Odświerzyłem więc co nie co swoją pamięć i przypomniałem sobie, iż czasami w kościele zamiast wodzić bezwładnie oczami po ołtarzu lub wiernych wpatrywałem się nieprzerwanie w kapłana odprawiającego mszę. Po kilku chwilach udawało mi się zwykle zobaczyć białe halo otaczające kapłana. Nieomylny znak, iż mam predyspozycje do widzenia aur. Poza tym, z tego co wiem, wyjątkowo szybko się uczę."
     Aaaaaaaaaaaaaaaa! Koleżanka miała rację, coś musi być z tym kościołem na rzeczy. Hmm, czy to, że nic nie widzę w kościele, oznacza, że nie mam predyspozycji? :c
,,Usiądź wygodnie i odpręż się.
Światło w pokoju powinno być łagodne, ale nie przyćmione. Usiądź tak, by wszelkie źródła ostrego światła znajdowały się za twoimi plecami. Niepotrzebne ci są promienie świecące prosto w oczy.Ustaw swoje ręce tak by były widoczne na tle jasnej ściany.
Złącz palce wskazujące i przyglądaj się im przez około 10 sekund, a następnie powoli odsuń je. Powinieneś zauważyć cienką, niemal niewidoczną nić energii, która się rozciąga i łączy palce, chociaż powoli się od siebie oddalają.
Gdy będziesz wykonywać to ćwiczenie po raz pierwszy, wyda ci się, że nić łącząca oba palce znika po osiągnięciu zaledwie centymetra długości. W miarę nabywania wprawy zobaczysz, że się nie zmienia, choćby przestrzeń między palcami wynosiła 10, a nawet 12 centymetrów."
     To ciekawe, bo znalazłam w Internecie tekst, którego autor uważał, że nie należy uczyć się widzieć aury, obserwując ludzi na białym tle, bo gdy wykonamy wtedy jakiś ruch (odsuwanie palców) ulegniemy zwyczajnemu złudzeniu optycznemu. Przepraszam, ale nie pamiętam, gdzie to było dokładnie. Trzeba próbować wszystkiego, więc zastosowałam się do tych zaleceń, tyle tylko, że ręce trzymałam w powietrzu, nie na tle ściany. Przyznam, że nie było to przyjemne doświadczenie, bo po pewnym czasie, gdy palce były jeszcze złączone, zauważyłam ciemne obwódki wokół nich. Albo mam biedną aurę, albo to bardzo wyraźny powidok był, co w przypadku moich oczu jest więcej niż prawdopodobne. Próbowałam i próbowałam, niestety, z miernymi efektami. Wydaje mi się, że albo te aury są jednak nieprawdziwe, albo nie mam predyspozycji, albo za mało ćwiczyłam. Albo aura nie ukazuje się na potrzeby bloga i ma na mnie focha, podobnie jak nasz stara znajoma, Krwawa Mary. 
A może Wy spróbujecie? Może dojdziecie do takiego master levela, że Wasza szczoteczka do zębów pomaluje Wam świat na żółto i na niebiesko...
,,W czasie tego samego badania udało mi się również zaobserwować, iż moja i żonyszczoteczki do zębów charakteryzują się podobnym poziomem emocjonalnym co ja. Ich intensywna obserwacja ujawniła wyraźne połączenie bladożółtymi nitkami energii."
Pozdrowienia od myszy i wszystkich moich myszoskoczków (krab jest obrażony)! 

*Dobra, ja po prostu zazdroszczę wszystkim oświeconym, którzy mogą sobie pooglądać aury.

http://zenforest.wordpress.com/2008/05/07/kolory-twojej-aury-jak-sie-zmieniaja-i-co-oznaczaja/ Tekst w tym kolorze pochodzi z powyższej strony. Opis znaczeń poszczególnych kolorów aury także pochodzi z wyżej wymienionej strony.
http://druidh.wordpress.com/2008/05/10/jak-nauczylem-sie-widziec-aure/
Tekst w tym kolorze pochodzi z powyższej strony.

http://www.witchcraft.pun.pl/viewtopic.php?pid=7932
Tekst w tym kolorze pochodzi z powyższej strony.