Dzisiaj dla odmiany opowiadanie. Nie, nie uciekajcie, obiecuję, że to będzie naprawdę wyjątkowo krótkie opowiadanie, słowo harcerza. Nie, nie jestem harcerzem, ale historia będzie krótka.
O Boże.
O Boże, o Boże, Boże, Boże.
Co ja zrobiłam.
Piękna suknia ślubna całkowicie zniszczona.
Dziurawa i zakrwawiona.
Najgorsze są rzeczy, które nadchodzą znienacka. Ale nie tak do końca znienacka, to specyficzny rodzaj znienacka. Najgorsze jest coś, co czai się tuż obok, jakby w sąsiednim pokoju, dojrzewa tam i się rozwija, zupełnie jak pleśń na ścianie. Nie mogę ustalić, kiedy zarodniki zagnieździły się w dogodnym miejscu. Zawsze spędzaliśmy razem czas, a pleśń cicho trwała w milczeniu, równocześnie chichocząc szyderczo, tak, jak to tylko grzyby potrafią.
Ostatni raz moja przyjaciółka przymierza suknię, a ja trzymam w ręce welon. Jesteśmy same (nie licząc pleśni, która moje serce obrosła), z jej oczu wręcz bije szczęście. Nie mogłabym przecież tego jej odebrać.(A ona mnie może?) Zaciskam usta, wzmacniam uchwyt. Ciężko wymierzyć, gdy widzi się tylko plecy. Gdzie trafić, by nie przeszkodziły mi podstępne żebra? Robię głęboki oddech.
Udało się.
***
Nagle każda kobieta z jasnymi włosami zdaje mi się być nią. I wtedy to sobie uświadomiłam. Ale nic nie mogłam z tym zrobić. Miałam już kogoś, kogo naprawdę kochałam, był jedną z najlepszych osób, jakie kiedykolwiek spotkałam. Nie potrafiłabym go skrzywdzić ani wytrzymać bez niego. Patrzyłam, jak moja przyjaciółka spotyka się ze swoim kolegą z pracy, jakie szczęście i ciekawość malowały się na jej twarzy, gdy z nim rozmawiała. Oczywiście, nie zawsze zgadzali się ze sobą i sprzeczali co jakiś czas, ale to jedynie ich wzmacniało. Widziałam, że mają przed sobą naprawdę dobrą wspólną przyszłość.
http://www.zerochan.net/1270854 |
Nienawidziłam przebywać w ich towarzystwie, grzyby we mnie wypuszczały niezmierzone ilości żółtego i zielonego śluzu, który wypełniał mnie całą, od stóp aż po czubek głowy, plugawiąc moje myśli i zatruwając duszę. Miałam wrażenie, że gdy spojrzę w lustro, to zobaczę, że nawet i moje oczy przybrały paskudną barwę tej grzybowej substancji. Jak na złość, oni wręcz domagali się mojego towarzystwa, jakby celowo chcieli zadawać mi jak największe cierpienie. Wiedziałam, że to jedynie moje urojenia, ale ta świadomość wcale nie sprawiała, że czułam się lepiej. Mój związek również stawał się coraz poważniejszy i gdy udawało mi się nie myśleć o tym, jak życie układa się mojej przyjaciółce, byłam szczęśliwa. Patrzyłam na twarz narzeczonego i pytałam się samej siebie, jak mogłabym uczynić go nieszczęśliwym i zawsze dochodziłam do wniosku, że nie byłabym w stanie.
Byłam okropnie samotna, sama z ohydnymi grzybami moich złych myśli. Wiedziałam, że kiedyś to nastąpi, ale kiedy na palcu mojej drogiej przyjaciółki zawita zaręczynowy pierścionek, przeżyłam swego rodzaju szok. Czy naprawdę myślałam, że to nigdy nie nastąpi?
Uwielbiałam w niej wszystko, nawet jej cięty język i to, jak czasami się wywyższała. Taka po prostu była i miała być nadal, ale już stracona. Muchomory, czubajeczki, strzępiaki i inne szatany zawodziły upiornie. Chcą się wydostać. Jestem dla nich za ciasnym naczyniem, a one nigdy nie zaznały wolności. Mam już tego dość.
***
Zrobiłam coś straszliwego. Oczywiście, że tego żałuję, ale jakaś część mnie śpiewa właśnie pieśń tryumfu i jest z siebie okrutnie zadowolona. Nie mogę zaprzeczyć jej istnieniu. To właśnie taka ja, paskudnie zagrzybiona, stoję teraz w pokoju o brązowych ścianach i wycieram szpikulec do mięsa (,,Na wesele będzie jak znalazł!") w ten idiotyczny welon. Nie zamierzam uciekać. Przepraszam cię, panno młoda i was, panowie młodzi. Uważajcie na grzyby.
Mówiłam, że to będzie krótkie opowiadanie? Nie wiem, dlaczego potrafię tworzyć jedynie kobiety, które nie są o zdrowych zmysłach. Grzyby, rzecz jasna, symbolizują uczucia głównej bohaterki, ale to mało subtelnie brzmi, gdy tak to tutaj piszę. Fascynuje mnie to, ile te grzyby mogą zawierać znaczeń, jak różnie można wykorzystać ich motyw, czy to atomowe, czy inne. Pewnie kiedyś mi się znudzą, ale na razie piszę właśnie takie dziwne opowiadanka, które chyba aspirują do bycia mrocznymi. Co o nim sądzicie?
Opowiadanko jakby to powedziec, piekne. Krotkie i dobrze napisane, tresciwe i ze znaczebiami. Troche smutne bodajrze.
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze ja nie potrafie takich tworzyc, tylko za kazdym razem kiedy pisze to rozkreca mi sie o kolejne watki i akcje, az w koncu nic nie napisze.
Czekam az napiszesz wiecej opowiadan ~ Temus.
P.S. Grzyby sie nie moga znudzic.
Nie słodź tak tutaj ;__; Nie doczekam się chyba krytyki prawdziwej i konstruktywnej. Ale jest progres, bo mi ktoś napisał kiedyś, że mam denerwujący styl pisania.
UsuńCzemu grzyby nie mogą pisać ze mną tego bloga?
Nie slodze, po prostu mi sie podobalo i uznalem ze jest bardzo fajne. Jestem prostym czlowiekiem, wiele w zyciu mi nie potrzeba i nie mam wielu wymagan.
OdpowiedzUsuńGrzyby maja w grzybni ludzki zywot i ludzkie problemy, interesuja sie tylko soba. No i podbciem swiata oczywicie ~ T.
Wiesz Myszo, teraz dopiero to zauważyłam. Zauważyłam co mi się podoba. Ty po prostu piszesz z tym pierwiastkiem, który w pisarzeniu urzeka mnie najbardziej. Czym takim? A no mianowicie chodzi mi o tę dozę absurdu, niedorzeczności i chaosu. Tak, tak. Teraz zauważyłam, że właśnie to mnie pociąga. " Ale nie tak do końca znienacka, to specyficzny rodzaj znienacka."
OdpowiedzUsuńTo ten pierwiastek, który łączy cię z "Mistrzem i Małgorzatą" oraz twórczością Murakamiego (a po moim LC widać co o panu tym i książce owej sądzę).
Teraz wyjdę na niewdzięcznicę, co nawet komplementu nie umie przyjąć, ale nie lubię prozy Murakamiego, jak dla mnie to gadania o niczym tak, by mądrze brzmiało. *idę na LC*
UsuńAleż nie, tak to Coelho xD Murakami jest geniuszem pisania bezsensownych rzeczy w wielce sensowny sposób. A przy tym nie szafuje jakimś podniosłym językiem! Oh, jakże on dobrze czasem oddaje to co sama nieraz myślałam a nie ubrałam w słowa.
UsuńWybacz, ale jak dla mnie to jest tak ,,napiszę jak najwięcej nie związanych ze sobą przemyśleń, poudaję, że jest jakaś fabuła i w ogóle wszystka ma być NIEZWYKŁE I MISTYCZNE, oczywiście ma być PRZEKAZ".
UsuńMyślałaś, że członki walenia wiszące w akwarium są smutne?
A któż twierdził, że były smutne? Książki Murakamiego (jakbym nie chciała używać tego słowa [bo go nie lubię]) jest taka ŻYCIOWA. Tak bardzo do mnie przemawia.
UsuńMistyczne? Phi, właśnie chodzi o to, że świat przedstawiony jest złudnie podobny do naszego, on tam wplata tylko fantastyczne elementy, takie drobne, drobniusieńkie. I te urwane wątki, tak bardzo mnie irytują i fascynują jednocześnie.
Myszo, czy na pewno nie masz nic wspólnego z szatańską krainą grzybów? A opowiadanie mi się podoba, wad w nim szukać nie zamierzam. Mocno w swoim stylu, a to plus. (A, no i zwracam uwagę na dziwaczną liczbę 66 obserwatorów tutaj, to tak w nawiązaniu do twojego ostatniego posta na Starej Zelandii, SPISEK?).
OdpowiedzUsuń*twoim tylu, wybacz.
Usuń